Znajdź nas na

FAKTY

78 lat temu dla 29 rodzin powieszonych na ostrowieckim Rynku zatrzymał się czas!

– Chwila była okropna do przeżycia. Miałem broń, mogłem uśmiercić najbliższego kata, ale nie wolno było tego czynić. O godzinie 18.00 zjechały dwie platformy i jeden wóz. Pozdejmowali Żydzi ze sznurków trupy, powrzucali na wozy i wywieźli na cmentarz do jednej mogiły – tak w swoim dzienniku datę 30 września 1942 roku wspominał Wawrzyniec Łodygowski, który w okresie wojny prowadził sklepik na Alei 3 Maja. Wspomnienia światło dzienne ujrzały dzięki Waldemarowi Broćkowi, ostrowieckiemu historykowi. 30 września 1942 roku dla rodzin 29 powieszonych w samym sercu miasta – na ostrowieckim rynku, przez nazistowskiego okupanta, zatrzymał się czas. Byli wśród nich kupcy, naczelnicy instytucji miejskich, urzędnicy, nauczyciele, właściciel browaru, pracownicy ubezpieczalni społecznej. – Dziś, po upływie 78 lat to przerażające, jak informacje na temat tamtych tragicznych wydarzeń są fałszowane i jak wciąż wprowadza się w błąd czytelników – mówi Monika Bryła-Mazurkiewicz, prezes Centrum Krajoznawczo-Historycznego

Pomnik pomordowanych znalazł się w miejscu, gdzie 78 lat temu stała szubienica fot. Łukasz Grudniewski/aOSTRO.ifo

– Rano, 29 września szedłem do sklepu jak zwykle przez Rynek. Zauważyłem kilku Żydów stawiających szubienicę na Rynku Ostrowieckim. Po mieście wieść lotem ptaka obleciała, że będą wieszać 29 zakładników  aresztowanych przed dwoma tygodniami, między nimi miałem paru kolegów: Michała Pakułę, Stanisława Łosińskiego, Jana Dzienniaka, Leona Smoleńskiego, Leona Braziulewicza, Stanisława Saskiego i resztę znajomych. O godzinie 13.30 siedziałem w sklepie i zostałem powiadomiony,  żeby być świadkiem egzekucji – czytamy we wspomnieniach Wawrzyńca Łodygowskiego, który w okresie wojny prowadził sklepik  na Alei 3 Maja w Ostrowcu Św..  Jego dzienniki światło dzienne ujrzały dzięki Waldemarowi Broćkowi, ostrowieckiemu historykowi, który opublikowała je w książce – „Dzienniki z okupacji niemieckiej”.

Symboliczne mogiły pomordowanych na ostrowieckim Rynku 30 września 1942 roku znajdują się na Cmentarzu przy ulicy Denkowskiej w Ostrowcu Św.
fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

– O godzinie 3.00 po południu powieszono na rynku w Ostrowcu z wyroku Sądu Specjalnego w Radomiu 29 Polaków – zakładników za zburzony most i spalenie stert zboża w Bodzechowie. Między innymi był: kuzyn Grad Antoni oraz posiadacz browaru Stanisław Saski, właściciel składu aptecznego Smoliński (Leon Smoleński) i inni. O godzinie 6.00 po południu spuszczono ich z szubienicy i zakopano bez ubioru i obuwia w dole obok cmentarza w Ostrowcu. Wieszało podobno 7 Żydów wyznaczonych przez Niemców. W czasie wieszania była wielka moc żandarmów, żołnierzy, Ukraińców i policji polskiej – tak 30 września 1942 roku wspominał z kolei Marian Kacała w latach 1939-1941 robotnik sezonowy w Cukrowni  „Częstocice”, a następnie pracownik gminy Częstocice. Jego zapiski także znalazły się w „Dzienniku z okupacji niemieckiej”.

Symboliczne mogiły pomordowanych na ostrowieckim Rynku 30 września 1942 roku znajdują się na Cmentarzu przy ulicy Denkowskiej w Ostrowcu Św. fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Leon Braziulewicz – pracownik Zakładów Ostrowieckich, Jerzy Cywiński – nauczyciel, Józef Duda – lekarz miejski, Jan Dzienniak – kupiec, Kazimierz Gałka – robotnik Zakładów Ostrowieckich, Józef Gierdalski – kupiec, Antoni Grad – kupiec, Jan Gronwald – szef administracji Zakładów Ostrowieckich, Tadeusz Gryglewicz – pracownik centrali telefonicznej Zakładów Ostrowieckich , Stefan Kosmaciński – kupiec, Teodor Kosmaciński – urzędnik Zakładów Ostrowieckich, Stanisław Liburski – nauczyciel, Stafan Łosiński – pracownik Urzędu Skarbowego, Zbigniew Madejski – nauczyciel , Stanisław Martin – kupiec, Stanisław Matyas – naczelnik wydziału finansowego Zarządu Miasta, Władysław Opała – kupiec, Michał Pakuła – urzędnik Zakładów Ostrowieckich, Feliks Pieterek –  urzędnik wydziału opieki społecznej Zarządu Miejskiego, Jan Plaskota – kierownik działu ekspedycji Urzędu Pocztowego, Zygmunt Salmonowicz – inżynier Zakładów Ostrowieckich, Stanisław Saski – właściciel browaru, Leon Smoleński – właściciel drogerii, Franciszek Späth – naczelnik Urzędu Skarbowego, Bronisław Szymczyk – pracownik Urzędu Skarbowego,  Józef Szymczyk – kierownik wydziału opieki społecznej Zarządu Miejskiego, Józef Trepczyński – kierownik wydziału opieki społecznej Zarządu Miejskiego,   Jan Widmański – pracownik Ubezpieczalni Społecznej i  Witold Wróblewski –  pracownik Ubezpieczalni Społecznej – to 29 nazwisk, które powinien znać każdy ostrowczanin.

Przez lata organizuje się różnorodne spotkania, obchody, ale jak podkreślają Monika Bryła-Mazurkiewicz i Waldemar Brociek za tym nie idzie nic więcej. W lokalnych gazetach co roku pojawia się inna narracja, kolejne wersje powielanych błędów. W żadnym z opracowań nie ma podanej  liczby aresztowanych przez Niemców – Polaków. Ksiądz Józef Nita, który był rektorem i proboszczem parafii w Bodzechowie mówił o kilkudziesięciu aresztowanych, podobne informacje pojawiają się w innych dziennikach.     

Nazwiska pomordowanych znalazły się na pomniku postawionym w miejscu, gdzie 78 lat temu Niemcy postawili szubienicę fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

– Jeżeli przyjrzymy się wydarzeniom, które miały miejsce w dystrykcie radomskim, wrzesień i październik 1942 roku to czas, kiedy mają miejsce publiczne egzekucje w Ostrowcu Św., Starachowicach, Skarżysku Kamiennej, a także Radomiu. Wszystkie przeprowadzane są w podobny sposób. Stawiane są szubienice, a mieszkańcy za akty sabotażu  wieszani są  przez zmuszonych do tego Żydów. Ma to miejsce w przypadku aktów sabotażu w fabryce w Radomiu, w Skarżysku, a także w Ostrowcu Św. Egzekucje wyglądają zatem podobnie – wyjaśnia Waldemar Brociek.

Do tej pory jednak działania władz niemieckich przebiegały zupełnie inaczej.

W 1939 roku egzekucje, jakich dopuszczali się Niemcy na ludności cywilnej  dotyczyły osób, które przechowywały broń. W listopadzie 1939 roku aresztowano radnych Rady Miejskiej, którzy w roli zakładników przetrzymywani byli do lutego 1940 roku.

W 1939 roku policja niemiecka po wejściu na terytorium Polski zaczęła studiować okres rewolucji z lat 1905-1907, aby poznać stosowane wówczas zasady konspiracji. Głównym celem było także stworzenie listy aktywnych w okresie międzywojennym działaczy społecznych, samorządowców, nauczycieli, związkowców – żeby  ustalić grupę przywódczą, elitę, która mogłaby porwać ludność okupowanej Polski.

Nazwiska pomordowanych znalazły się na pomniku postawionym w miejscu, gdzie 78 lat temu Niemcy postawili szubienicę fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

– Dowiedziałem się z akt Archiwum Państwowego w Radomiu o kilkudziesięciu osobach z Ostrowca Św. i okolic, które za posiadanie broni znalazły się w radomskim więzieniu, a potem były rozstrzelane w niedalekim Firleju. Zabijani byli także właściciele posesji, na terenie których odnaleziono taką broń, pomimo, że o jej istnieniu mogli nawet nie wiedzieć. Później w 1940 roku ma miejsce seria aresztowań elit, akcja wymierzona przeciwko inteligencji. Jej celem jest wyeliminowanie  wszystkich osób, stanowiących zagrożenie dla państwa niemieckiego. Przeprowadzane są na naszym terenie liczne aresztowania. Część osób zostaje przewieziona do więzienia na zamku w Sandomierzu, część do tymczasowego więzienia, które mieściło się w szkole powszechnej nr 1 w Skarżysku Kamiennej. Prowadzone były przesłuchania tych osób. Część z nich trafiła do różnych obozów koncentracyjnych. Niektóre osoby zostają wypuszczone – przypomina Waldemar Brociek.

fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Duża część aresztowanych została rozstrzelana w tajnych egzekucjach w lesie Góry Wysokie koło Sandomierza i w Brzasku niedaleko Skarżyska.

Przez cały okres okupacji niemieckiej osoby podejrzane o konspirację po aresztowaniu, najpierw wstępnie przesłuchiwane były w Ostrowcu Św., a następnie wysyłane do Radomia, gdzie decydował się ich ostateczny los. Część rozstrzeliwano, większość trafiała do obozów koncentracyjnych.

– Sytuacja zmieniła się w 1942 roku, wtedy prowadzonych było wiele akcji sabotażowych. Niemcy zaczynają organizować pierwsze publiczne egzekucje. Te poprzednie były tajne. Z 13 na 14 września dwuosobowy patrol Armii Krajowej wysadził gazociąg, przebiegający wzdłuż mostu kolejowego w Romanowie koło Ostrowca Św. Nie była to pierwsza tego typu akcja.

fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

27 lutego 1942 roku grupa Związku Odwetu przeprowadziła nieudaną akcję wysadzenia gazociągu koło Drygulca. Gazociąg był ważnym obiektem. Gaz płynął bowiem do zakładów zbrojeniowym, a dzięki temu możliwa była ciągłość produkcji. Wówczas Niemcy  rozpoczęli aresztowania. W Ostrowcu Św. ponad 40 osób, w Ćmielowie – 10 osób. Wszystkich trzymają w więzieniu. I tutaj znowu kilka osób zostało wypuszczonych, część trafiła do obozów koncentracyjnych. Jednak za pierwszym razem gazociąg nie został zniszczony, za drugim – zablokowano produkcję – przypomina Waldemar Brociek.

Z 13 na 14 września 1942 roku gazociąg wysadzony został przy pomocy szedytu, materiału wybuchowego, mieszaniny chloranu lub nadchloranu potasu z tłuszczami roślinnymi i nitrozwiązkami. Od palącego się gazu runął most kolejowy na ważnej linii transportu sprzętu i amunicji na front wschodni. Niemcy rozpoczęli śledztwo aby ustalić przyczyny. Usiłowano  Niemcom zasugerować, że wybuch nastąpił na skutek nalotu sowieckiego lub od iskry przejeżdżającego parowozu i nieszczelności gazociągu. Jednak w nocy z 15 na 16 września Niemcy aresztowali kilkadziesiąt osób. Robili to według listy. Niemcy mieli swoich informatorów oraz informacje z przesłuchań. W oparciu o te dowody, dokonywali rozpoznania osób, które według nich należały  do konspiracji.

– Jeżeli spojrzy się na nazwiska wszystkich aresztowanych osób, większość z nich była związana z konspiracją. Część osób spotykała się towarzysko. Nie były to osoby przypadkowe. Nie jest prawdą, że wszystkie osoby, które stracono na Rynku były aresztowane w tym samym czasie. Stanisław Liburski i Zbigniew Madejski, którzy byli nauczycielami,  zostali aresztowani jako oficerowie rezerwy jeszcze w czerwcu 1942 roku. Wśród aresztowanych była kobieta, Janina Straszyńska. Miała szczęście w nieszczęściu. Nie umieszczono jej w celi ogólnej z mężczyznami, tylko osobno z innymi kobietami. Miała problemy z oczami, była doprowadzana do okulisty doktora Metelskiego. Następnie przebywała w szpitalu. Prawdopodobnie dzięki temu uniknęła powieszenia. Kobiety również były w ten sposób zabijane przez Niemców. Przykładem są egzekucje w Radomiu i Starachowicach. Nie wiadomo także kogo z zatrzymanych Niemcy mogli zwolnić  – przyznaje Waldemar Brociek.

Zatrzymani, przetrzymywani byli w areszcie miejskim w budynku, w którym aktualnie mieści się  Urząd Miasta. Trzymano tam oskarżonych o przestępstwa kryminalne, oszustwa, kradzieże. Prowadzone były korespondencję pomiędzy zatrzymanymi, a ich rodzinami. Doprowadzani byli na przesłuchania do Gestapo. W ich domach przeprowadzono przy zatrzymaniu rewizję. U lekarza miejskiego Józefa Dudy znaleziono dwa czasopisma konspiracyjne. Był torturowany w czasie przesłuchań. Aresztanci mieli  możliwość ucieczki, jednak obawiali się, że na rodzinę lub innych mieszkańców spadną jeszcze większe restrykcje. Tym, którym zatwierdził wyrok był najprawdopodobniej Fritz Liphardt, szef SS i Policji w Radomiu.

30 września 1942 roku dla rodzin 29 powieszonych w samym sercu miasta – na ostrowieckim rynku,  przez nazistowskiego okupanta, zatrzymał się czas.

Symboliczne miejsce spoczynku pomordowanych 30 września 1942 roku
fot. Łukasz Grudniewski/aOSTRO.info

– Na temat egzekucji też jest dużo nieporozumień. Posiadam relację napisaną przez  Edmunda Reńskiego, który był pracownikiem Magistratu. Jego brat Józef Reński, był naczelnikiem Wydziału Technicznego. Ten wydział został zobligowany do budowy szubienic. Józef Reński pytał, czy może odmówić. Nie było takiej możliwości. Po prostu wyznaczony zostałby ktoś następny. Trudno dziś powiedzieć precyzyjnie, jaki był rzeczywisty przebieg egzekucji. Nawet osoby, które widziały egzekucję,  po latach ich wspomnienia zmieniały się. Według Edmunda Reńskiego tego dnia posterunki zamknęły dojście do rynku. Być może zatrzymano ludzi, którzy byli w tym czasie na Rynku lub w jego obrębie. Egzekucji przypatrywała się grupa urzędników niemieckich, wśród nich także kobiety – wyjaśnia Waldemar Brociek.

fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Egzekucje prowadzili zakapturzeni mężczyźni. Ich twarze nie były znane. Po egzekucji oddalili się w stronę getta, sugeruje to, że do pomocy w zbrodni mogli zostać zmuszeni Żydzi.

– Egzekucji nie dokonywał kat, robiono to niefachowo. Po założeniu pętli na szyję wciągano mężczyzn do góry, żeby zawiśli. Później przyniesiono stołek na którym stawiano uwięzionych. Gestapowiec wytrącał stołek spod nóg wieszanych osób. Kilka osób urwało się w czasie egzekucji. Znalazłem zeznanie Macieja Liszegi, który twierdził, że Józef Gierdalski zerwał się ze sznura. Zastrzelił go Hans Peter. Ciała wisiały aż do wieczora. Ludzie, którzy tamtędy przechodzili mieli je zobaczyć ku przestrodze. Potem na platformie z browaru Saskiego ofiary zostały przewiezione na cmentarz przy ulicy Denkowskiej, a dokładnie za cmentarz. Tam wrzucono ich do wspólnej mogiły.  Niemcy nie pozwolili nikomu w tym pochówku uczestniczyć. Z ramienia miasta był Franciszek Baranowski i Józef Reński. Zmarłych rozebrano z odzieży wierzchniej, pościągano obrączki i pochowano naprzemiennie – przypomina Waldemar Brociek.

Represje dotknęły także całe rodziny. Część z nich powyjeżdżała, część kobiet, które straciły swoich mężów, pozostała bez środków do życia i dachów nad głową. Wiele rodzin zostało wyrzuconych z mieszkań (tak postąpiono np. wobec rodziny Stanisława Saskiego oraz pracowników Zakładów Ostrowieckich mieszkających w kamienicach fabrycznych).

Historyk Waldemar Brociek fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Od tych tragicznych wydarzeń minęło 78 lat. O tym, że  dla rdzennych mieszkańców Ostrowca Św. to był wielki wstrząs przypomina Monika Bryła-Mazurkiewicz, prezes Centrum Krajoznawczo-Historycznego im. Mieczysława Radwana. 

– Wiem z relacji, która przekazywała mi moja mama, która z kolei wie od swojej mamy, że to było tak wstrząsające wydarzenie, że czas się zatrzymał. Pomimo upływu lat wciąż brakuje wiedzy o tych wydarzeniach. Badania na ten temat albo nie są prowadzone lub są prowadzone wybiórczo i właściwie poza tą rocznicą, nie ma żadnego opracowania, poświęconego temu wydarzeniu – wyjaśnia Monika Bryła-Mazurkiewicz.  

Dodaje, że kilka lat temu miała okazję, aby porozmawiać z  Anną Retmaniak, córką Leona Braziulewicza.

fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

– Przekazała mi wspomnienia rodzinne, podzieliła się ze mną z tą straszliwą historią. 30 września 1942 roku nie było jej wówczas w Ostrowcu Św., gdy dokonano mordu. Była jednak jej mama i siostra. To, co było najtrudniejsze, to fakt, że po mordzie nie można było zabrać ciał najbliższych. Jedyne, co mogła zrobić jej mama, to zdjąć obrączkę z ręki swojego męża – wyjaśnia Monika Bryła-Mazurkiewicz.

Przeraża ją szerzenie nieprawdziwych informacji na temat wydarzeń z 30 września 1942 roku. 

– Na dniach w jednym z lokalnych tygodników pojawił się artykuł na temat mordu z 30 września 1942 roku.  Ze zdziwieniem, przeczytałam tam słowa, cytuję:  „mordu aresztowanych przez powieszenie dokonano na ostrowieckim rynku 30 września, w obecności zgromadzonych tu celowo i wybiórczo przez Niemców mieszkańców miasta i jego okolic”. To przerażające, jak informacje na temat tamtych tragicznych wydarzeń są fałszowane i jak wprowadza się w błąd czytelników. Wiemy, że Polakom zabroniono wstępu, Niemcy nakazali pozamykać okna, okiennice, sklepy, w wylotach ulic przy rynku postawiono posterunki z bronią maszynową. Dopiero, gdy po egzekucji, Niemcy odjechali, wówczas ludności pozwolono wejść na rynek. Nawet członkowie najbliższej rodziny nie mieli wstępu na rynek, gdy mordowano ich bliskich –  wyjaśnia Monika Bryła-Mazurkiewicz. 

Monika Bryła-Mazurkiewicz, prezes Centrum Krajoznawczo-Historycznego imienia profesora Mieczysława Radwana
fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Dodaje, że trzeba pamiętać, że przez całe lata tym miejscem, w którym przypominano, o tych tragicznych wydarzeniach był kościół.

– Po wojnie, w dwóch kościołach: pod wezwaniem Świętego Michała i  Najświętszego Serca Jezusowego  odprawiano Msze Święte w intencji pomordowanych, a potem  przez lata po wojnie w kościółku Najświętszego Serca Jezusowego, wdowa po Leonie Braziulewiczu, Eugenia, zamawiała zawsze mszę w intencji wszystkich ofiar. Miejscem, w którym pamiętano o ofiarach był także kościół pod wezwaniem Świętego Michała. W latach 50-tych, w okresie powojennym,  komuniści usunęli z rynku  krzyż, który postawiony został w miejscu kaźni. Następnie pojawił się tam pomnik wdzięczności z napisem „1945 -1955 Bohaterom i wyzwolicielom mieszkańcy Ostrowca”.  W 1972 roku pojawiła się tablica pamiątkowa w kościele Świętego Michała. Pomnik wdzięczności zamieniono na symboliczną pętle wyrywającą bruk – przypomina Monika Bryła-Mazurkiewicz.

Dziś nieogrodzony pomnik stanowi element placu zabaw dla przebiegających tamtędy dzieci. Nikt ich nie zatrzymuje. Bawią się w miejscu, pod okiem kamer, w którym 78 lat temu stała szubienica.

Dołącz do dyskusji

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama

Connect

Previous Next
Close
Test Caption
Test Description goes like this