Stowarzyszenie Ostrowieccy Patrioci, które co roku na ostrowieckim rynku organizuje wydarzenia, upamiętniające powstańców warszawskich, w tym roku zaskoczyło wszystkich uczestników wydarzenia. A to za sprawą niezwykłego gościa, Andrzeja Jachymczyka ps. Azjata, powstańca warszawskiego i świadka minionych wydarzeń.
– Myśmy oczekiwali jakiegoś powstania, jakiegoś ruchu, ale Niemcy byli już nie do wytrzymania w ostatnich dniach przed samym powstaniem. Trudno powiedzieć, ludzie pytają jaki masz stosunek do tego? Mój stosunek? Ile mógł mieć 15-letni chłopak do gadania? Niestety byłem świadkiem rozmowy, dyskusji dowódcy „Żywiciela” (Mieczysław Roman Niedzielski) z pułkownikiem „Monterem” (Antoni Chruściel). Dowódca wyprowadził powstańców pierwszego dnia powstania do Puszczy Kampinoskiej, uważając, że nie zdobyliśmy żadnego miejsca, które należało zdobyć. Byliśmy za słabo uzbrojeni i za mało nas było. „Monter” zmusił „Żywiciela”, dosłownie zmusił, byłem świadkiem tej trzygodzinnej dyskusji, do powrotu. Wróciliśmy trzeciego dnia powstania na Żoliborz – wspomina sierpień 1944 roku Andrzej Jachymczyk ps. Azja.
Wyjaśnia, że najstarszy z powstańców w jego oddziale najstarszy był dowódca, miał 18 lat, najmłodszy – 14. Uzbrojenie, o którym wspomina było kiepskie i niewystarczające.
– Dowódca Żoliborza pułkownik Niedzielski uznał, że nie nadajemy się do walki. Przyjął nas jako pluton obsługi, wartowniczy, do dyspozycji. Byliśmy gońcami, czym się dało wtedy i pełniliśmy warty. Poszliśmy do tych „kampinosów” stamtąd też wróciliśmy też nie uzbrojeni więcej. Tam też niewiele broni było, ale coś tam prawdopodobnie zdobyli. Szliśmy z powrotem przez dwa dni przez Bielany na Żoliborz. Na Bielanach zatrzymaliśmy się jeden dzień na Osiedlu Zdobyczy Robotniczej, to takie domki robotnicze i tam odparliśmy ataki niemieckie. Zginęło kilkunastu, albo kilkudziesięciu chłopców, bo Niemcy atakowali nas z czołgów z jednej i drugiej strony, od strony Bielan i od strony takich pól. Tam zatrzymano mnie i kilku chłopców żeby zatrzymać czołgi. Kopaliśmy sobie dołki, żeby do pasa być schowanym przynajmniej. Dostaliśmy po jednym granacie i czekaliśmy aż Niemcy dojadą do nas, abyśmy mogli efektownie i efektywnie rzucić granaty i unieszkodliwiając ich. Na szczęście zatrzymali się przy pierwszej linii tych chłopców, zniszczono dwa czołgi. Niemcy się wycofali. Na tym się ta walka skończyła – dodał.
Jednak nie był to koniec walk powstańców. Otrzymali siedzibę w budynku przy Krasińskiego 20 w Warszawie, w którym przebywali do samego końca powstania. Stamtąd też ruszali na różnego rodzaju akcje.
– Na temat akcji nie będę wam tutaj opowiadał, bo to za dużo by kosztowało. W każdym razie nie chwaląc się, mam na pewno ustrzelonych 30 Niemców. Nie wiem czy to warto klaskać, oklaskując czyjąś śmierć. Ale albo oni, albo my. Rannych nie liczyłem, było ich tylu, że trudno było policzyć, Skończyło się to 30 września kapitulacją Żoliborza – wspominał Andrzej Jachymczyk.
Po kapitulacji trafił do obozu przejściowego, jenieckiego w Niemczech, potem do tzw Arbeitskomanda , czyli do pracy, do cukrowni. W cukrowni pracował do stycznia, dokąd trwała kampania cukrownicza, z różnymi przygodami. Później budował fabrykę benzyny syntetycznej pięć kilometrów dalej, w sąsiednim miasteczku, które nazywało się Aschersleben.
– Miałem wypadek przy pracy, szyna zgniotła mi rękę, eksportowali mnie do szpitala obozowego (…) Wyzwoleni zostaliśmy 1 maja. Amerykanie ewakuowali obóz: 1 maja brali Amerykanów i Anglików, 2 maja część Anglików, Francuzów, Jugosłowian, a 3 maja myśmy mieli być ewakuowani. Przyjechali po nas, wtedy weszły również wojska radzieckie. Myśmy z ojcem zdecydowali, że trzeba wracać do kraju. Wróciliśmy. – podsumowuje.
Michał Ślusarz, prezes Stowarzyszenia Ostrowieccy Patrioci przypomniał, że o Powstaniu Warszawskim powiedziano już chyba wszystko, jednak nikt nie ma moralnego prawa, aby oceniać czyny powstańców.
– Wiele osób wypowiedziało się „za”, liczni „przeciw” niemu. Ale my wiemy, że ten, kto tego nie przeżył, nie powinien patrząc w oczy powstańcom, oceniać negatywnie ich determinacji w walkach, w czasie tego zrywu. Ich decyzja walki to efekt wychowania, wyniesionego z domu, szkoły, harcerstwa. To im brutalna okupacja niemiecka zabrała najpiękniejsze lata młodości, a powstanie zdawało się być nieuchronnością, sposobem na odwet za pięć lat niewyobrażalnych bestialstwa i poniżeń. Dzisiejsze obchody i państwa obecność, to kolejny akt szacunku, wdzięczności i patriotycznej powinności wobec bohaterów Powstania Warszawskiego. To upamiętnienie tamtej walki, odwagi i patriotycznej odpowiedzialności. Tamtych wielkich uczuć i emocji – mówił Michał Ślusarz.
W tworzeniu żywego Znaku Polski Walczącej wzięły udział osoby indywidualne, ale także całe rodziny. Krzysztof Łupina na ostrowieckim rynku pojawił się ze swoją mamą, Emilią.
– Już po raz trzeci biorę udział w tych uroczystościach. Jest to możliwość uczczenia pamięci o bohaterach Powstania Warszawskiego, którzy walczyli 76 lat temu. Chcemy oddać cześć młodym ludziom, którzy brali udział w wojnie. Jestem pełen wielkiego podziwu dla młodych osób, które y już wtedy potrafiły być na tyle dojrzałe by podjąć się walki z okupantem. Są wzorem patriotyzmu – wyjaśnia Krzysztof Łupina i dodaje, że jego zdaniem bardzo łatwo być patriotą w czasach pokoju. Pyta czy w czasie wojny mielibyśmy tyle zapału, chęci i odwagi by chwycić za broń i walczyć o swoją rodzinę, miasto i kraj.
Emilia Łupina przypomina natomiast, że tego typu uroczystości, to dobra okazja by pokazać młodym pokoleniom, że należy pamiętać o historii naszego kraju.
– Musimy przede wszystkim oddać cześć tym ludziom, którzy przelali swoją krew, abyśmy mogli żyć w wolnym kraju – dodaje.
Krzysztof Ołownia przypomina natomiast, że powstańcy walczyli także o to, abyśmy dziś nie tylko byli wolni, ale także żebyśmy mogli cieszyć się z możliwości dokonywania wyborów.
– Warto pamiętać o tym niezwykłym momencie w naszej historii. O dziwo dziś chyba coraz trudniej być patriotą. Był taki moment, kiedy mogliśmy cieszyć się rzeczywiście z noszenia barw biało-czerwonych, dziś wydaje mi się, że to troszeczkę zaczyna być przez niektóre środowiska obśmiewane. To przyznam, jest bardzo przykre, jest taką niepokojącą tendencją. Powinniśmy wszyscy razem mieć świadomość co te barwy dla nas znaczą – podsumowuje Krzysztof Ołownia.
Dodaje, że patriotyzm to dla niego przede wszystkim dbałość o rodzinę, o to żeby była zachowana tradycja, oparta na zdrowym fundamencie. To także dbałość o to, żeby państwo było wspólnotą narodową, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Anna Sałata, Natalia Niewójt i Beata Fijałkowska mają po 17 lat i uczęszczają do Niepublicznego Technikum im. Tadeusza Kościuszki w Ostrowcu Św. Dziś rozdawały biało czerwone chorągiewki.
– My ogólnie mamy takie kółko teatralne, którego jesteśmy częścią. Dzisiaj staramy się przypomnieć mieszkańcom Ostrowca Świętokrzyskiego o powstańcach warszawskich. Na ten pomysł wpadła nasza ukochana pani Kasia Ślusarz, która uczy nas języka polskiego, a także prowadzi nasze kółko teatralne. Nie wolno zapominać o naszej historii, o powstańcach, trzeba o nich pamiętać. Możemy się różnić pod względem politycznym, możemy mieć skomplikowaną sytuację w kraju, ale o takich rocznicach jak ta dzisiejsza, powinniśmy wszyscy pamiętać – przypomina Anna Sałata.
Piotr Sławek, uczeń Niepublicznego Technikum imienia Tadeusza Kościuszki w Ostrowcu Świętokrzyskim rozdawał chorągiewki, a swoim strojem nawiązywał do ubioru powstańców sprzed 76 lat.
– Warto powracać do tych wydarzeń, żeby żeby przypomnieć o tych wszystkich, którzy 1 sierpnia 1944 roku o godzinie o 17.00 rozpoczęli walkę o wolną Polskę, bohaterów tamtych czasów, młodych ludzi oraz osób związanych z Armią Krajową. Warto pamiętać o tym powstaniu, bo to nasz moralny obowiązek, bo jeżeli my zapomnimy, to przyszłe pokolenia nie będą znały naszej historii – przypomina uczeń.
Inna z uczestniczek wczorajszego wydarzenia, podkreśla, że pamięć o tych 220 000 ludzi, którzy zginęli nie może zniknąć, a ich poświęcenie nie powinno pójść na marne.
– Warszawiacy byli wtedy bardzo odważni, to był niesamowity zryw. Myślę, że współczesnych Polaków nie byłoby stać na aż takie poświęcenie. Mam rodzinę w Warszawie, moje ciotki rdzenne warszawianki mówią, że to jest już inna Warszawa. Rdzennych warszawiaków jest już niewielu, głównie ludność napływowa. Niestety ze smutkiem muszę stwierdzić, zestawiając to co się obecnie dzieje z historią, że jednak nie podjęliby się dziś takiej walki – mówi Jolanta Kochańska.
Jarosław Rusiecki, Senator RP przypomina, że Powstanie Warszawskie, które wybuchło w 1944 roku miało oswobodzić od Niemców – Warszawę. Rozmawiając z ludźmi, którzy jeszcze pamiętają te czasy, ale też znając literaturę i słowa ekspertów, coraz częściej mówi się, że to powstanie musiało wybuchnąć.
– To było takie pragnienie wolności, zerwania pęt niemieckich najeźdźców, którzy ciemiężyli Warszawę i naszą ojczyznę. Ludzie pragnęli tej Godziny „W”, Godziny Wolności – wyjaśnia Jarosław Rusiecki senator RP.
Andrzej Kryj, poseł na Sejm RP dodaje, że jest zbudowany obecnością tak wielu młodych osób.
– To że dzisiaj na rynku spotykamy się w formie żywego Znaku Polski Walczącej, to rodzaj hołdu oddany bohaterom powstania. Tym, którzy walczyli z bronią w ręku, a także 10 000 mieszkańców cywilnych Warszawy, którzy pomagali powstańcom, którzy ginęli w czasie powstania, jest bardzo ważne. Po pierwsze budujemy wspólnotę. Po drugie pokazujemy, że tamte wydarzenia są dla nas ważne, że o nich nie zapomnieliśmy. Jestem zbudowany tym że jest tu dziś tak bardzo dużo młodych ludzi – podsumował poseł.
W organizacji wydarzenia pomagali ostrowieccy „Strzelcy”, a także żołnierze 102 Batalionu Lekkiej Piechoty z Sandomierza.
Galeria foto: Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info