– W każdej legendzie powinno być ziarnko prawdy, jeśli ma ona poruszyć serca potomnych i pomóc żywym – napisała kiedyś Małgorzata Nawrocka. Nie sposób się z nią nie zgodzić, jeśli słucha się opowieści o Studzience Zygmuntowskiej z wiktoryńskich lasów.
Wktoryn nie jest dużym sołectwem. Jak w Ziemi Ćmielowskiej, przewodniku krajoznawczym po gminie Ćmielów, wydanym przez Urząd Miasta i Gminy w Ćmielowie pisze Zbigniew Tyczyński, „najpierw w rejonie dzisiejszej wsi Wiktoryn, choć nieco na wschód od jej obecnej lokalizacji , funkcjonowała osada Wymysłów, położona przy dawnym trakcie łączącym Gliniany z Bałtowem. Od lat 40-tych XIX wieku pojawia się na mapach równolegle nazwa Wiktoryn”.
Barbara Sęderowska dodaje, że kiedyś drugi koniec wsi, jadąc w stronę lasu wojnowskiego, jeszcze w połowie ubiegłego stulecia nosił nazwę Wycinka Bankowa.
– Żyją jeszcze ludzie, którzy w swoich dowodach, jako miejsce urodzenia wpisane mają Wycinka Bankowa. W tym momencie ta nazwa nie funkcjonuje.
Wiemy, że z powodu położenia była to wieś mocno partyzancka w czasach II Wojny Światowej, z tym wiąże się dość smutna historia, dlatego, że to był rejon, gdzie ścierały się ze sobą różne ugrupowania. Tak to wyglądało niestety, że część mieszkańców, należała lub sympatyzowała z ugrupowaniami prokomunistycznymi, jak Armia Ludowa, czy Gwardia Ludowa, a część z Armią Krajową. Na tym tle bywały konflikty nawet w jednej rodzinie – przypomina.
Po wojnie funkcjonowała tutaj Zagroda Pamięci Narodowej Katarzyny Rokity, gdzie mieściło się „mini muzeum”.
– To było bardzo fajne miejsce. Pamiętam jeszcze z czasów podstawówki, kiedy przychodziliśmy tutaj rz Rudy Kościelnej i oglądaliśmy zgromadzone dokumenty i sprzęty – przypomina Barbara Sęderowska.
Czasy się zmieniły, a wszystkie rzeczy zostały wywiezione.
Kiedyś we wsi funkcjonowała cegielnia. Dziś nie ma już po niej śladu.
– Jak na tak niewielką wieś mamy sporo młodych mieszkańców. Bardzo fajne jest to, że wśród mieszkańców naszej wsi są ludzie różnych talentów. Mamy pszczelarza, który jest jednocześnie stolarzem, mamy pana, który jest złotą rączką, który potrafi naprawić wszystko, mamy elektryka. Jak na tak małe sołectwo nie możemy narzekać – podkreśla Barbara Sęderowska.
To co wyróżnia Wiktoryn od innych miejscowości w gminie Ćmielów, to otulone lasem źródełko, które jak podaje w Ziemi Ćmielowskiej, przewodniku krajoznawczym, Zbigniew Tyczyński sięga swoją tradycją do czasów Zygmunta III Wazy. Na początku XX wieku przypomniał o niej ksiądz Jan Wiśniewski, ówczesny proboszcz parafii ćmielowskiej, który w Dekanacie Opatowskim zapisał treść podania. W 1906 roku sąsiedztwie źródełka postawił własnym sumptem figurę dziękczynną, usadowioną na cokole, na którym w bardzo skróconej formie wyryto treść przekazu.
Jeśli wierzyć podaniom i przekazom woda ze źródełka ma cudowne właściwości, leczy dolegliwości żołądka i oczu.
– Potwierdza to wyżłobiony na boku figury napis z lat 50-tych, według którego woda ze źródełka przywróciła autorowi inskrypcji utracony wzrok – czytamy w przewodniku po ziemi ćmielowskiej.
Czy to prawda? Dziś trudno będzie się przekonać, ponieważ w ostatnim czasie źródełko w Wiktorynie… wyschło. Przyczyn jest wiele, jak chociażby ta, że wody gruntowe mocno opadły. Mieszkańcy dodają także, że z roku na rok zmienia się też klimat, a wody zaczyna brakować. Kilkanaście lat temu studzienka została też przykryta dachem, nie zbiera się tam już woda deszczowa. Być może zamuliło się dno. Czasami pojawia się mała warstwa wody, jednak gdy przychodzą upały, szybko wysycha.
– Źródełko nosi nazwę związaną z legendą – Studzienka Zygmuntowska. I nawet jeśli tej wody braknie i nigdy tam nie powróci to wciąż możemy się cieszyć piękną legendą, związaną z tym miejscem – dodaje Barbara Sęderowska.
Są dwie różne wersje tej legendy. Jedna, oparta na ustnym przekazie z pokolenia na pokolenie, druga – wersja pisana.
– Historycy najczęściej każą się opierać na tych źródłach pisanych, ponieważ są bardziej wiarygodne. Trudno powiedzieć, jak jest w tym przypadku. Myślę, że dobrze, że mieszkańcy znają obie wersje. Warto, jeżeli przekazujemy to naszym dzieciom, znajomym, turystom, którzy przyjeżdżają w ten nasz piękny zakątek, opowiedzieć dwie wersje – tłumaczy Barbara Sęderowska.
Wersję pisaną na kartach swojej książki spisał ksiądz Jan Wiśniewski, niegdyś proboszcz parafii w Ćmielowie.
– Mówi ona na o tym, jak to na początku XVII wieku wybuchło powstanie przeciwko królowi Zygmuntowi III Wazie. Król ze swoim dworem, ze swoim orszakiem został otoczony na górce, na obrzeżach Wiktoryna. Chociaż ciężko powiedzieć, jaką w tamtym czasie to miejsce nosiło nazwę. Został otoczony przez wojska buntowników, a jednocześnie odcięto ich od wody. Najbliżej płynącą rzeką w pobliżu jest oddalona o ok. 3 km rzeka Kamienna. odcięci od jakiegokolwiek stawu i jeziora. Zrobił się dramat. Tym bardziej, że do napojenia byli nie tylko ludzie ale i zwierzęta. Wojsko w tamtym czasie bez konia traciło swoją wartość. Gdy wszyscy tracili po mału nadzieję, prz królu był spowiednik ksiadz Piotr Skarga i o natchniony nadzieją, pełen wiary, oddalił się od obozu, poświęcił czas modłą, prosząc Boga o ratunek. natchniony przez Matkę Bożą wziął rydelek i zaczął kopać, a w tym miejscu wytrysnęła woda – wyjaśnia Barbara Sęderowska.
Taka wersja, tylko, że w formie skrótowej wyryta została na cokole figury, którą ksiądz Jan Wiśniewski ufundował w 300-lecie cudu. Z informacji zamieszczonych na figurce można dowiedzieć się na jaką okoliczność została wystawiona.
– Druga, ustna wersja mówi o tym, że to nie ksiądz Piotr Skarga, tylko koń jednego z rycerzy króla zaczął kopać kopytem i to dzięki niemu w miejscu, w którym stoi dziś studzienka wytrysnęła woda – dodaje Barbara Sęderowska.
Zbigniew Tyczyński, przypomina też inne podanie, według którego ze źródła korzystali też legioniści Józefa Piłsudskiego, którzy w letnim upale walczyli z Rosjanami, między innymi o Redutę Tarłowską.