Prawo autorskie jest to dziedzina chroniąca więź twórcy z utworem. Niezależnie od tego czy jest to książka, film, płyta, strona internetowa, czy rzeźba. Ważne, aby był to przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze. To czym są prawa autorskie, ich podział, na czym polegają, kogo i jak chronią, a przede wszystkim czym jest utwór, określa regulacja prawna, czyli Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Jest to rodzima regulacja z lat 90-tych, aktualna do dziś, choć wielokrotnie nowelizowana. Istnieją także podobne regulacje na poziomie europejskim.
W doktrynie i orzecznictwie przyjęło się, że plagiat to kradzież autorstwa i utworu. Co ciekawe plagiat może dotyczyć także jednego lub dwóch zdań zapożyczonych. Jeżeli nie użyjemy cytatu, a skopiujemy całe dwa lub trzy zdania, które są czyjąś wyrażoną myślą twórczą, również mamy z nim do czynienia. Z brakiem należytego poszanowania praw autorskich od kilku miesięcy walczy Monika Bryła-Mazurkiewicz, historyk, prezes Centrum Krajoznawczo-Historycznego imienia profesora Mieczysława Radwana w Ostrowcu Św.
– Zawarłam umowę na napisanie rozdziału z pewnym Stowarzyszeniem z powiatu ostrowieckiego. Później do tego rozdziału dopisałam resztę publikacji, jednak nigdy nie godziłam się na to, żeby ktoś pod moją pracą podpisał się swoim nazwiskiem. Nie było mowy, że ktoś moją pracę będzie chciał przejąć. Nie chciałam też wprowadzać żadnych zmian po ośmiu miesiącach swojej ciężkiej pracy – wspomina Monika Bryła-Mazurkiewicz, dodając, że już wówczas wycofała się z chęci wydania publikacji.
W 2018 roku przeglądając wyniki ofert konkursowych na pozycje kulturalne zauważyła, że wśród nich pojawiła się nazwa publikacji, na której wydanie nie wyraziła zgody.
– Wtedy pojawiła się kolejna próba przekonania mnie do publikacji, jednak nie pod moją redakcją, a Stowarzyszenia, które chciało tę książkę wydać. Powiedziałam jasno i dobitnie, że ja na takie rozwiązanie zgodzić się nie mogę. Już wtedy wiedziałam, że ta historia dobrze się nie skończy. Ponieważ sama napisałam 8 rozdziałów i przeczuwałam już, że Stowarzyszenie może zachować się wobec mnie nieuczciwie, postanowiłam samodzielnie wydać książkę. Tak też zrobiłam. W 2018 roku z własnych środków wydałam tę publikację. Zorganizowałam też spotkania autorskie. W tym samym czasie w internecie pojawiła się książka, o treści niemal identycznej do tej, którą wydałam. Fizycznie, książkę tę znalazłam w jednej z ostrowieckich bibliotek w 2019 roku, gdy szykowałam się do sesji popularnonaukowej o rodzinie Radwanów. Jakie było moje wielkie zdziwienie i zaskoczenie, gdy zauważyłam, że słowo w słowo jest to moja praca – dodaje Monika Bryła-Mazurkiewicz.
Temat, który został poruszony w publikacji nigdy wcześniej przez nikogo nie był opracowywany, ponieważ dotyczy lokalnych spraw. Materiały były bardzo rozproszone. Monika Bryła-mazurkiewicz dodaje, że trzeba było poświęcić sporo czasu, aby stworzyć z tego jedną spójną całość.
– To była taka mrówcza praca. Publikacji na ten temat nie ma żadnych. Dziennie poświęcałam po kilkanaście godzin na pisanie. To jest bardzo wyczerpująca praca. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie – wyjaśnia Monika Bryła-Mazurkiewcz,
dodając, że w jej ocenie publikacja, której była autorem, została zgwałcona.
Zmieniono tytuł publikacji, dodano materiały, które zniekształcają treść.
– Pojawiło się słowo przedwstępne, zawierające mnóstwo błędów świadczących o braku elementarnej wiedzy odnośnie treści zawartej w publikacji. Wstawiono zdjęcia, które nie mają związku z publikacją, w tym prywatne zdjęcia. Książka jest opatrzona recenzją, która jest bardzo nietrafiona – tłumaczy Monika Bryła-Mazurkiewicz.
Postanowiła walczyć o swoje prawa. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa trafiło do Prokuratury Rejonowej w Opatowie. Monika Bryła-Mazurkiewicz przeszła już policyjną konfrontację z członkami Stowarzyszenia, które to oficjalnie wydało książkę. Wciąż czeka na opinię biegłego.
– Otrzymałam wezwanie od pełnomocnika osoby związanej ze Stowarzyszeniem opatrzone datą 20 października, które odbieram jako formę wpłynięcia na mnie, jako próbę zastraszenia. Nie ustanę jednak w walce o moje prawa. Ta książka jest moim dziełem. Trafiła do Biblioteki Narodowej pod autorstwem osoby, która jej nie napisała. Była wysyłana za granicę. Tego co się stało już się odwrócić nie da. Tych szkód i nerwów, jakie przeszłam, nic mi nie zwróci. Nie przestanę jednak walczyć, dopóki prawda nie ujrzy światła dziennego. Przykre jest to, że większość lokalnych mediów nie podjęła lub nie chciała podjąć się tego tematu. Serdecznie dziękuję jednak mojej pani pełnomocnik, która wspiera mnie na duchu i pomaga w walce o moje prawa – podsumowuje Monika Bryła-Mazurkiewicz.