Każda historia ma swój początek. W przypadku Zespołu „Kunowianie” wszystko tego początku trzeba doszukiwać się w 1965 roku, kiedy to powstało Koło Gospodyń Wiejskich w Kunowie. Kobiety zrzeszały się wówczas po to, aby razem szyć, gotować, czegoś się od siebie nauczyć. Mało tego, siały groch, buraczki, wszystko po to, aby zarobić trochę pieniędzy. Później zaczęły również śpiewać, a z kołem współpracować zaczęli muzycy. Początkowo wynajmowani byli przez grupę. Wszystko ograniczało się do okazjonalnych występów.
– Z upływem lat pań przybywało, podobnie panów. Przyjęliśmy nazwę „Kunowianie”. Z zespołem związana jestem od 30 lat, ale mamy panią Janinę, która od 50 lat jest częścią zespołu. To nasza skarbnica i strażniczka wiedzy o przeszłości. Jeśli czegoś nie wiemy, to idziemy do Jasi i ona przypomina nam i opowiada jak to drzewiej bywało. Później do zespołu dołączył Paweł Cieślik, obecny instruktor. To przezdolny człowiek, pomysłów ma mnóstwo. Powiedział, że przydałaby się kapela, bo z nią zespół byłby pełny. I tak zachęcił mojego męża do gry na kontrabasie, kolegę na klarnet, na bębnie grał tato Pawła. I tak to się zaczęło kręcić – mówi Aleksandra Ołubiec, członek Zespołu Kunowianie, w przeszłości jego wieloletni kierownik.
Dodaje, że aktualnie do Zespołu „Kunowianie” należą 23 osoby, a jego siłą jest to, że są to osoby w różnym wieku. „Kunowianie” to bowiem zespół wielopokoleniowy. Najmłodsza uczestniczka chodzi do szkoły podstawowej, są również nastolatki.
– My jesteśmy szczęśliwi, że młodzież się do nas garnie i zostaje z nami. Były takie osoby, które pobyły trzy miesiące, wypalił się zapał i odchodziły. Ci najwierniejsi zostają. Cieszę się, że chociażby nasza najmłodsza Nikolka jest z nami od lat. Dorastała na naszych oczach. Na początku, jako taka malutka dziewczynka tańczyła z nami na scenie, teraz już śpiewa – wyjaśnia Aleksandra Ołubiec.
Strój, w którym występują to tradycyjny strój świętokrzyski. Nie wiadomo bowiem jak wyglądały oryginalne stroje dawnych zespołów ludowych z Kunowa i okolic.
Mają mnóstwo nagród na swoim koncie. Są to nagrody ogólnopolskie, powiatowe, wojewódzkie, jak chociażby pierwsze miejsca w Przeglądzie Kolęd i Pastorałek we Włoszczowie, a w tym roku także główną nagrodę im. Haliny Szelestowej podczas 47 Buskich Spotkań z Folklorem.
– Na tę nagrodę czekaliśmy od lat. To takie grand prix dla zespołu śpiewaczego. Ważne jest to, aby w swoim śpiewie pokazać autentyzm, zbliżyć się do korzeni ludowych. Musimy też śpiewać gwarą. Do Buskich Spotkań z Folklorem musieliśmy się uczyć gwary, bo my na co dzień gwarą nie rozmawiamy. Tej gwary musieliśmy się nauczyć. Pomocą naukową służy nam pani doktor Alicja Trukszyn, etnograf. To do niej kierujemy pytania, kiedy mamy jakiekolwiek wątpliwości. Co poniedziałek spotykamy się, aby trenować nasz śpiew i ćwiczymy, żeby było jak najlepiej – tłumaczy Aleksandra Ołubiec.
Dodaje, że Zespół kultywuje również tradycje i zwyczaje. Co roku organizuje pochód z palmami, czy wicie i puszczanie wianków podczas Nocy Świętojańskiej. Mieszkańcy chętnie się dołączają.
– Zespół „Kunowianie” to dla mnie drugie życie, druga rodzina. Jesteśmy ze sobą od wielu lat. Różne sytuacje przeżywaliśmy w zespole, jak to w życiu. Jeździliśmy na wspólne wycieczki, spaliśmy w tych samych pokojach, robiliśmy sobie kawały. Niedawno byliśmy u znajomych, którzy też wcześniej jeździli z nami. Nie było końca wspomnieniom. Ten zespół to pół mojego życia – podkreśla.
Od pięciu lat do zespołu należy Monika Sałata z Miłkowskiej Karczmy, która podkreśla, że od zawsze chciała być częścią takiego zespołu jak „Kunowianie”, tym bardziej, że muzyka grała jej w sercu od zawsze.
– Myślałam, że są tutaj jakieś przesłuchania do zespołu. Przyjechałam pewnego dnia deklarując chęć uczestnictwa, a tu wszyscy mówią mi: „zapraszamy”. Gdy przyszłam do zespołu wszystkie dzieci mówiły: ciociu, wujku. Pomyślałam wtedy: „To chyba jedna rodzina, a ja będę taka odosobniona”. Okazało się jednak, że „Kunowianie” to przede wszystkim wspaniała atmosfera. U nas jest taki zwyczaj, że każdy mówi do siebie po imieniu, a dzieci i młodzież mówią: „ciociu”, „wujku”. Przez to panuje u nas rodzinna atmosfera – tłumaczy Monika Sałata.
Dodaje, że dzięki zespołowi bardzo się rozwinęła, każda z prób to dla niej odskocznia od codzienności.
– Jeżeli o mnie chodzi, to mogłoby być więcej spotkań, bo miło spędzamy czas wspólnie – podsumowuje.
Młodzieżową część zespołu reprezentuje Karolina Cieślik, która do zespołu należy od 14 lat. Zapewnia, że ten czas zleciał jej jak jeden dzień.
– ale moja przygoda z kulturą i tradycją zaczęła się od kiedy zaczęłam uczęszczać na próby „Małych Kunowian”. Był to zespół obrzędowy. Wystawialiśmy obrzędy „kolędziorzy”, Nocy Świętojańskiej. Bardzo się w to wkręciłam. Złapałam bakcyla. Dużo zawdzięczam mojemu tacie, który zaszczepił we mnie miłość do kultury i tradycji. Za co mu bardzo serdecznie dziękuję. Tato obiecuję, że będą to kultywować – deklaruje Karolina Cieślik.
Tłumaczy, że początkowo rówieśnicy się z niej naśmiewali, ale nigdy się tym nie przejmowała.
– Tutaj tworzymy jedną wielką rodzinę, a rodziny nie trzeba się wstydzić – podsumowuje.
Podczas tegorocznych Dni Kunowa zespół otrzymał czek w wysokości 4 000 zł, a także pamiątkowy grawerton z podziękowaniami.
– To zespół, który w pełni profesjonalnie promuje naszą gminę na arenie wojewódzkiej i ogólnopolskiej. Reprezentują bardzo wysoki poziom artystyczny, czego dowodem są te nagrody, które otrzymali przez te wszystkie lata. Tym bardziej cenna jest nagroda im. Haliny Szelestowej, to taki świętokrzyski Oskar muzyczny. Cieszę się, że dane mi było organizować na początku mojej pierwszej kadencji, jubileusz z okazji 50-lecia pracy twórczej „Kunowian”. To było bardzo doniosłe i uroczyste wydarzenie. W ten sposób chcieliśmy się odwdzięczyć. Do muzyki Zespołu „Kunowianie” tańczył pan prezydent Andrzej Duda z małżonką na dożynkach w Spale – wyjaśnia Lech Łodej.