Kochała życie, podróże i swoją pracę. Miała głowę pełną pomysłów, chciała podbijać świat.
– Ewa nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Zawsze pomocna, radosna, czerpiąca z życia pełnymi garściami. Kochała ludzi, a oni odwzajemniali się jej tym samym. Taka była moja Ewa sprzed wypadku. Nie życzę żadnej matce, żeby usłyszała to, co ja 5 lat temu, że szanse są niewielkie, żeby przygotować się na najgorsze. Córka nie lubi wracać do dnia wypadku, nie chce o tym mówić. Gdyby można było cofnąć czas, oddałabym wszystko co mam, oddałabym swoje życie, żeby Ewa była zdrowa. Niestety nie mam takiej czarodziejskiej różdżki. Jedyne co mogę zrobić, to być przy niej, opiekować się nią, motywować do działania, rehabilitacji – mówi Danuta Tkaczenko.
Na skutek tragicznego wypadku, do jakiego doszło w 2017 roku, 37 letnia Ewa Tkaczenko ma przerwany rdzeń kręgowy i czterokończynowe porażenie.
– Wszystkie narządy wewnętrzne Ewy były stłuczone. Córka była w bardzo ciężkim stanie, a lekarze mówili, że będzie tylko gorzej. Ale ja wiedziałam, że nie możemy się poddać, że muszę walczyć o swoją córkę. Ewa bardzo bała się samotności, bycia zależną od innych osób. To była niezależna, odważna osoba, która zawsze sobie radziła. Dziś od klatki piersiowej w dół nie ma żadnego czucia w ciele. Porusza się na wózku, w którego znoszeniu pomagają nam nasi sąsiedzi. To starsze osoby, które też nie mają aż tyle siły, jednak nigdy nie odmawiają pomocy – tłumaczy Danuta Tkaczenko.
Wypadek, pomimo że zabrał sprawność, nie odebrał Ewie marzeń. Jednym z największych jest własny balkon z podjazdem na wózek inwalidzki, dzięki któremu będzie mogła odpoczywać na świeżym powietrzu, drugim – łazienka przystosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych.
– Wiem, że dla niektórych moje marzenia mogą być niezrozumiałe. Bo jaka 37-latka marzy o łazience? Jednak wszystkie czynności pielęgnacyjne, również mycie – odbywają się w łóżku. Kilka tygodni temu byłam w ośrodku, w którym łazienka była przystosowana do osób poruszających się na wózku. Możliwość samodzielnej kąpieli pod prysznicem była dla mnie największą przyjemnością ostatnich lat. Jako kobieta chciałabym mieć możliwość zadbania o siebie, ale przede wszystkim odciążenia mojej mamy, która jest całym moim światem. Chciałabym móc częściej wychodzić na dwór, na spacery do parku, albo do sklepu. Niestety, potrzeba aż trzech osób, które pomogą mi bezpiecznie pokonać schody. Rozwiązaniem byłaby specjalna winda, umożliwiająca bezproblemowe pokonanie ich. Póki co większość dnia spędzam w łóżku, a moim oknem na świat jest ekran telewizora lub telefonu – mówi Ewa Tkaczenko.
Dodaje, że jej marzenia wycenione zostały na 140 000 zł, jednak dzięki zbiórce, prowadzonej w internecie, każdego dnia przybliża się do ich realizacji. W dążeniu do celu wspierają ją także przyjaciele.
– Krystian, który, zaopiekował się mną jeszcze, gdy po wypadku dochodziłam do siebie w szpitalu, Sylwia, która skoczyłaby za mną w ogień, Dominik, który dzieli się ze mną wszystkim, co ma, ciocia Zofia i wujek Dzidek, nasi cudowni sąsiedzi, na których zawsze mogę liczyć. Mogę liczyć również na ciocię Gosię, najlepszą przyjaciółkę mojej mamy, która zawsze ją wspiera i ciocię Jolę, siostrę mojej mamy, która, aby nam pomagać, zamieszkała w naszym bloku oraz Krzysztofa i Kubę, moich przyrodnich bracia, którzy są zawsze blisko mnie. Moim największym skarbem jest moja mama, która opiekuje się mną każdego dnia, z którą czasami się kłócimy, ale dzięki której mam siłę do życia, która nie pozwoliła mi się poddać, pomimo że sama musiała walczyć z ciężką chorobą i która nie traktuje mnie, jak osoby niepełnosprawnej, tylko swoją dawną Ewę. Mam też jeszcze jedno marzenie, aby, gdy już przyjdzie na to czas, odejść przed mamą. Nie umiałabym bez niej żyć – podsumowuje Ewa Tkaczenko.
Pomóc Ewie Tkaczenko można poprzez wpłaty na: