W „Dziennikach” Witolda Gombrowicza jest wiele stron, na których pisarz zdradza wielką fascynację szachami. Nikogo nie powinny zatem dziwić szachy i to „żywe”, w które można było zagrać z „duchem” Witolda Gombrowicza na ostrowieckim rynku. – Gombrowicz przez wiele lat, niemal do końca argentyńskiej emigracji, żył na granicy ubóstwa. Miał swój własny stolik w jakiejś podrzędnej kawiarni w Buenos Aires, grał tam w szachy z młodymi przyjaciółmi, z których żaden wtedy jeszcze nie był pisarzem – tak o pisarzu pisał Jan Kott w „Rzeczypospolitej”.
– Chcieliśmy odnowić Pikniki Gombrowiczowskie. Były one organizowane chyba do 2012 roku i potem to wszystko „umarło śmiercią naturalną”. Trudno było to zorganizować i odtworzyć. W tym roku przypada 50 rocznica śmierci Witolda Gombrowicza, pisząc projekt, zastanawiając się co można zrobić, w jaki sposób można wprowadzić tę postać Gombrowicza z powrotem do naszego miasta, pomyśleliśmy, o Gombrowiczu, o odnowieniu Pikniku Gombrowiczowskiego. Kilka lat temu to były dwudniowe, a nawet i trzydniowe pikniki, my na razie postawiliśmy na taki jednodniowy piknik. Jest to olbrzymie wyzwanie organizacyjne, jest to duże przedsięwzięcie. Chcieliśmy, żeby wydarzenie odbyło się na rynku, dlatego, że to jest taka „betonowa pustynia” w Ostrowcu Świętokrzyskim. Zależy nam na tym, żeby w sercu naszego miasta działo się jak najwięcej. Pogoda nam dopisała, dobrze, że nie jest tak gorąco jak wczoraj, teraz gdy obserwuję grających w żywe szachy seniorów, to muszę powiedzieć, że zazdroszczę im kondycji – tłumaczy Barbara Bakalarz-Kowalska, jedna z pomysłodawczyń pikniku, a także dyrektor Biblioteki WSBiP w Ostrowcu Świętokrzyskim
Jak przyznaje twórcom projektu bardzo zależało na tym, aby wrócić do Gombrowicza. Z jego postacią kojarzy się happening, abstrakcja, nie powaga, tylko groteska. Stąd też możliwość pomalowania drzwi w wymarzone wzory, dwa flash moby: czytelniczy i taneczny, saturator, a także rowery retro. Do tego specjały serwowane przez Koła Gospodyń Wiejskich (chleb ze śmietaną i z cukrem,chleb ze smalcem, naleśniki z farszem pokrzywowym, a także podpłomyki polane sosem z czarnego bzu), wata cukrowa, a także uwielbiane przez dzieci bańki mydlane.
– Zaprosiliśmy też zespół Brzoska, Marciniak, Markiewicz, który tak naprawdę… sam nas odnalazł przez naszą dawną „stronę piknikową”. Napisali do nas z pytaniem, czy zamierzamy jeszcze organizować pikniki z Gombrowiczem. Zespół tworzy muzykę w klimacie gombrowiczowskim. To nie jest być może muzyka dla wszystkich, ale nie jest to też muzyka elitarna. Chodzi nam właśnie o to, żeby były te elementy gombrowiczowskie. Takie troszeczkę inne. Chcieliśmy zabrać ostrowczan w podróż do początku XX-wieku. Dlatego są retro rowery, dlatego jest saturator. Pamiętam jeszcze z czasów mojej szkoły podstawowej, jak przed wejściem do „Wąskiej” uliczki, stała pani z saturatorem, gdzie gasiło się pragnienie tą wodą. Na rynku mamy także kataryniarza, który bawi nas swoją muzyką – wyliczała Barbara Bakalarz-Kowalska.
Wśród zgromadzonych atrakcji spore zainteresowanie budził właśnie kataryniarz – Kamil Hes z Pajęczna, który podjął się tej trudnej sztuki ulicznego grania na instrumencie z pierwszej połowy XVIII wieku.
– Pomysł na katarynkę w zasadzie zawdzięczam mojemu koledze, który miał taką myśl, jednak ze względu na inne projekty, którymi się zajął i go nie wykorzystał. Podchwyciłem temat stwierdziłem, że zrobimy coś innego w moim miasteczku, coś nietypowego, coś czego nie ma w zasadzie w województwie u mnie, zrobimy fajny projekt, żeby to się odbiło echem w innych miastach. Na razie się udaje. Obsługa takiej katarynki nie jest trudną sprawą. Na pozór jest to tylko kręcenie korbą, ale nie tylko. Kręcąc korbą wprowadzamy w ruch dwa miechy. Jeden tłoczy powietrze, drugi je wspomaga. Gdy tłoczą powietrze odbija je sprężyna, powietrze trafia do wiatrowniczki. Powietrze strzałem uderza do góry, trafia do listwy, którą dociska wałek. Dzieje się to wszystko w odpowiednim czasie. Powietrze trafia do piszczałek, które wydają nam dźwięk. Piszczałki z kolei wrażliwe są na warunki atmosferyczne, na podłoże, po którym jeździ katarynka. Kostka brukowa nie sprzyja katarynkom. Jest to tak delikatny instrument, że wystarczy, że coś się poruszy w katarynce i mamy już inny dźwięk. Na jednej rolce jest pięć, sześć melodii, zależy jak długie są te melodie. W przypadku utworu Ave Maria mam tylko dwie rolki, bo jedna rolka ma jakieś 25 metrów – tłumaczył nam w trakcie pikniku Kamil Hes.
Jak przyznaje spotyka się z bardzo miłym odbiorem na każdej z imprez, na której dane mu było zabawiać w ten nietypowy sposób publiczność.
– Ludzie chętnie podchodzą, rozmawiają, pytają, robią pamiątkowe zdjęcia. Oczywiście do tego dochodzą wywiady. Kataryniarzy w Polsce jest bardzo niewielu. Z tego co wiem, jest nas mniej niż dziesięciu. Jest nas tak mało, że spotkać nas na jakiś festynie, czy pikniku, jest bardzo trudno – podsumowuje kataryniarz z Pajęczna.
Jak zapewniała nas Barbara Bakalarz-Kowalska, trwają intensywne rozmowy, aby ponownie za rok spotkać się na równie owocnym pikniku rozmaitości, być może już w innej scenerii naszego miasta.
Galeria fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info