Warsztaty i rozmowa o figurkach, które są rzadkim znaleziskiem jeśli chodzi o zabytki archeologiczne, przyświecały dzisiejszemu spotkaniu, zorganizowanemu na terenie Rezerwatu Krzemionki.
– Jeżeli widzimy figurkę, to widzimy już to, co jej twórcy chcieli, abyśmy zobaczyli. Widzimy figurkę o ludzkich kształtach, wiemy, że to człowiek. Gdy widzimy figurkę zwierzaka, potrafimy rozróżnić czy to niedźwiedź, czy to baranek. Pradziejowe figurki to w pewnym sensie skarb, są rzadkie, znajdujemy je w wyjątkowych miejscach i zawsze wiemy, o co chodziło ich twórcom. Są też problemy, no bo jeśli znajdujemy figurkę niepodobną do niczego, co znamy, to właściwie co to jest? Nie wiemy. Archeolodzy nie przepadają za figurkami. O wiele łatwiej jest z garnkami. Garnek to garnek. Jeżeli w nim gotowano, zostają ślady, jeżeli nie to coś w nim przechowywano, ale garnek to nadal garnek. Figurka niekoniecznie – wyjaśnia Tomasz Kotarski.
Jest kilka teorii na temat tego, dlaczego wykonywano figurki. Jedną z nich jest to, że służyły jako zabawki. Zaczyna ona obecnie dominować. Dawniej uważano, że figurki są wyjątkowe. Stanowiły też swego rodzaju pamiątki, żeby pamiętać o konkretnych osobach, bądź pewnych ideach.
– Stąd figurka boga, żebyśmy mogli zabrać go ze sobą, żeby się nami opiekował. W formie talizmanu, przedmiotu, który chroni nas od złego. Obecnie zaczyna dominować pogląd, że skoro każda figurka jest inna i niekoniecznie są one starannie zrobione, to raczej były to zabawki. Być może tak jak dzisiaj robimy figurkę, żeby to była lalka, którą się bawimy, opiekujemy, ubieramy – dodaje.
Pojawiały się też figurki religijne, którym przyświecała idea wielkiej matki. Wielka bogini, która ma nas chronić, która jest naszą opiekunką, która sprawia, że wszystko jest tak, jak trzeba w naszym świecie. Dominują bowiem figurki kobiece. Figurek przedstawiających mężczyzn w Europie jest ok. trzech, czterech, jeśli chodzi o te najstarsze okresy.
Figurki wykonywano z gliny, z drewna, z kamieni, z bursztynu, z kości i rogów zwierzęcych. Zwierzęta były wokół. Zjadano je codziennie. Kości pozostawały. Wykorzystywano je do figurek.
Najstarsze okazy figurek z ziem Polskich znajdują się w Wilczycach, jest to olbrzymie stanowisko na którym znaleziono mnóstwo cennych przedmiotów m.in. figurki kobiet.
– Wydaje się, że to są najstarsze przedstawienia kobiet z tego terenu. Jak dojrzano w tym kobiety, to tak naprawdę nie wiem. Przyjęło się, że to są figurki przedstawiające człowieka z kości i krzemienia. To samo dotyczy figurki kamiennej przedstawiająca sylwetkę człowieka, znaleziona w Jaskini Obłazowej. Być może są to kobiety w ciąży. Sam cykl płodności jest jednym z głównych motywów, który będzie się powtarzał. Więc jeżeli coś miało zapewniać powodzenie, to zawsze się przydawało. Jedną ze starszych figurek jest też Wenus z Willendorfu, jeżeli ktoś ma pokazać starożytną figurkę, to właśnie ona służy prezentacji. Jest ona wyjątkowa, jest to bardzo stare znalezisko, w którym szczególną uwagę zwraca jej głowa. Nie wiadomo czy to jest fryzura, czy czapka. Może ma czepek lub warkocz i jest to jeden z elementów wyróżniających. To także najstarsze przedstawienie stroju jeśli chodzi o figurki – wyjaśnia Tomasz Kotarski.
W okresie paleolitu wykonywano figurki zwierząt, które przedstawiały zwierzęta, na które polowano. Dlatego, że wtedy jeszcze nic nie hodowano, a zwierząt było mnóstwo. Koń nie jest już dzikim zwierzęciem, ale dawniej było to zwierzę łowne. Mamuty i lwy zdążyły wyginąć.
Te trochę młodsze figurki pochodzą z epoki gliny, neolitu. O ile figurki zwierzęce i ludzkie w wielu miejscach się powtarzają, to te z tego okresu się już różnią. Trudniej mówić o religijnych figurkach, które przekazywałyby idee, wizje, jakiś pomysł na to, jak wygląda „wielki opiekun”.
– Tutaj nie ma aż tak dobrze. Trzy stanowiska przy czym dla Lasu Stockiego trudno znaleźć zdjęcie. Jest to jedno z chyba najbardziej ukrytych znalezisk. Las Stocki obok Kazimierza nad Wisłą to duża osada z okresu neolitu, gdzie znaleziono malutką figurkę w jamie ziemskiej. Modlnica pod Krakowem to pierwsza na ziemiach polskich figurkach, która ma twarz. Ma oczy, nos, usta. Choć może niezbyt widoczne. Z tyłu jest też dziwny wzór, kreska wzdłuż kręgosłupa, prawdopodobnie tatuaż. Kolejna figurka z Raciborza nie ma twarzy. Ma za to dwie ręce wzniesione do góry i głowę. Nogi i tułów są zdecydowanie lepiej odwzorowane – wylicza Tomasz Kotarski.
Wśród figurek zwierzęcych znalazły się niedźwiadek ze Słupska, w jednym miejscy przewiercony. Noszono go jako wisiorek. Jest to także przykład figurki zwierzęcej. To także baranek z Jordanowa, który został symbolem warsztatów. Jest to duża figurka zdobiona odciskanym sznurkiem, co imituje wełnę.
– Młodszym okresem był okres epoki brązu. Jednym z nich jest jeździec z Topornicy z terenu województwa lubelskiego. Koń wygląda na gada. Jeździec jest już schematyczny. Głowa to górka, ręce to małe wypustki, nóg nie ma. Jest wtopiony w w konika. Wołki z Bytynia, są wykonane z brązu. Są to zabytki metalowe – wyjaśnia Tomasz Kotarski.
Na terenie rezerwatu Krzemionki nie udało się niestety znaleźć figurek. To też może wynikać z faktu, że tu nigdy nikt nie mieszkał na stałe. Tu przychodzono do pracy kopać krzemień, a tego typu znaleziska kojarzymy z cmentarzyskami lub ze stałymi osadami.
W sobotnich warsztatach uczestniczyła Zosia, która na warsztaty przyjechała wraz z mamą i siostrą z Nietuliska Dużego.
– Zrobiłam już baranka, teraz próbuję zrobić boginię czytania książek. Bardzo lubię czytać książki. Jeśli się wyjątkowo długo rozrabiało glinę w dłoniach to lepie się ją całkiem łatwo. Można ulepić to, co się chce. To pobudza naszą kreatywność i wyobraźnię – podsumowuje Zosia.
O tym, że warsztaty to świetna okazja na spędzenie wolnego czasu, a także szansa na poznanie ciekawych historii o naszych przodków wyjaśnia Aneta Tokarska-Wojtasik z Nietluska Dużego.
– Przyjechałam z dwoma córkami. Wiem, że tu są warsztaty, o tych usłyszałam przypadkiem. Pomyślałam, że warto byłoby przyjechać i ulepić coś fajnego. Dlatego tutaj jesteśmy i lepimy. Udało się już ulepić piękną kobietę o obfitych kształtach, trochę potarganą. Teraz staram się ulepić pieska. To ma być nasz pies Gapa, który jest leniuchem i obżartuchem. Cały czas leży i podjada. Manualnie dzieci bardziej niż my mogą się wykazać. To dobra zabawa. Atmosfera jest bardzo miła. Bywaliśmy na tego typu warsztatach, choć mieliśmy kilka lat przerwy. Czasem przyjeżdżamy ze szkoła na warsztaty. Lubię taką formę zabawy, spędzania, czasu nauki, bo to zawsze nas rozwija – wyjaśnia Aneta Tokarska-Wojtasik.
Galeria fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info