Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej dostrzegło działania Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Ostrowcu Św. To dzięki projektom socjalnym, pracy socjalnej realizowanej przez ośrodek na lepsze zmieniło się życie uczestników projektu. Są to sukcesy zawodowe, rodzinne, często również poprawa stanu zdrowia, poprzez zmianę nawyków, czy zachowań.
– Ogromnie nas cieszy, że nasze działania zostały dostrzeżone przez Ministra Rodziny i Polityki Społecznej, a Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Ostrowcu Św. otrzymał nagrody za wybitne i nowatorskie rozwiązania w zakresie pomocy społecznej. Startując do nagrody i do konkursu opisaliśmy naszą pracę w ramach organizowania społeczności lokalnej. Rozpoczynaliśmy ją cztery lata temu, zajmując się trzema społecznościami.To był nasz pilotażowy projekt, któego efekty są widoczne do dziś. Uczestnicy projektu zaangażowali się społecznie, zmieniło się ich życie. Każdy z uczestników odniósł swój mniejszy lub większy sukces – wyjaśnia Katarzyna Kozińska, animator społeczno-kulturalny, pracująca w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Ostrowcu Św.
Dodaje, że dzięki temu, iż metoda pracy się sprawdziła, przenieśli się na osiedle społeczności lokalnej zamieszkujacej ulicę Siennieńską i Rzeczki.
– To dosyć trudna dzielnica, natomiast mieszkający tam ludzie – nastawieni są na zmiany i chcą tych zmian. Widać, że są to osoby, które dotychczas nie były zaangażowane w proces zaangażowania społecznego. Niektóre osoby dziwiły się, że pukamy do ich drzwi, pytamy ich o zdanie, chcemy poznać ich potrzeby, chcemy z nimi przedyskutować pewne sprawy. Chcieliśmy, żeby czuli, że są dla nas ważni, że nikt o nich nie zapomniał. Odbudować w nich poczucie, że dzięki pracy i dzięki temu, że będą zaangażowani w cały proces, można wiele zmienić – wyjaśnia Katarzyna Kozińska.
Przypomina, że pierwszym etapem pracy jest zawsze diagnoza środowiska, poznanie jego potrzeb i potencjałów, a później praca w oparciu o nie. przyznaje, że ostrowieccy pracownicy socjalni nigdy nie oceniają ludzi, z którymi pracują.
– Współpracujemy z osobami, które z różnych przyczyn są w takiej, a nie innej sytuacji. To splot różnych zdarzeń, które się w ich życiu wydarzyły. Przez ten pryzmat nie wolno nikogo oceniać. Ktoś wychował się i dorastał w takim, a nie innym środowisku, czasami zabrakło prawidłowych wzorców. Z taką dużą wrażliwością obserwujemy to wszystko. Patrzymy pod kątem potencjału, który można odkryć w każdym człowieku. W niektórych ludziach trzeba też przywrócić poczucie własnej wartości. Obudzić system wartości, który pomoże im wyjść z kryzysów. To jest dla nas najważniejsze – tłumaczy Katarzyna Kozińska.
Magdalena Salwerowicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej dodaje, że nie dziś nie ma już innej możliwości pracy.
– Cofnąć się już nie możemy. Pomoc społeczna musi wychodzić do człowieka. Czas pomocy społecznej „zza biurka” dawno się skończył. Dlatego nowe narzędzia, które wdrażamy i będziemy wdrażać od nowego roku, kierują pomoc w środowisko. Jesteśmy bardzo daleko od tego, żeby nakazowo traktować nasze działania. One muszą brać pod uwagę to, że pracujemy z człowiekiem. Jeśli inaczej będziemy podchodzić do naszych podopiecznych, do drugiego człowieka w potrzebie, to ani organizowanie społeczności lokalnej, ani cały proces deinstytucjonalizacji, pomocy sąsiedzkiej, asystentury rodziny, asystentury skierowanej do osób niepełnosprawnych, czy praca z rodziną w „Szkole rodzin”, nie przyniosą rezultatów – tłumaczy Magdalena Salwerowicz.
Dodaje, że przez lata model pracy i pomocy społecznej bardzo się zmienił. Jako przykład podaje sytuację sprzed sześciu lat, gdy pomocą ośrodka objętych było ok. 4000 osób. Dziś jest ich 1500, ale pracy jest dużo więcej, ponieważ jest ona wielowymiarowa i wielopłaszczyznowa.
– Problemy są dużo bardziej poważne, ale przez to, że podchodzimy inaczej do człowieka okazuje się, że wielowymiarowość i wielopłaszczyznowość pomocy przynosi efekty. Na to potrzeba jednak czasu, dobrej woli i dobrego nastawieniu pracowników. Bez nastawienia pracowników na inną pomoc, a nie tylko przyznawanie zasiłku, to nie mogłoby się udać. Nie ma pomocy społecznej bez pracowników, którzy są empatycznie nastawieni na beneficjenta i chcą zmian – mówi Magdalena Salwerowicz.
Magdalena Kłys, Organizator Społeczności Lokalnej przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Ostrowcu Świętokrzyskim zauważa, że proces deinstytucjonalizacji w ostrowieckim MOPS-ie rozpoczął się od OSL-u. Jednym z jego założeń jest bowiem utrzymanie uczestników projektu w środowisku własnym, czyli zbudowanie takiej siatki wsparcia, żeby dana osoba mogła tam funkcjonować pomimo swoich deficytów.
– Odchodzimy od takiej pomocy stricte finansowej do pomocy innej, czyli pobudzenia takich mechanizmów w danej osobie, społeczności, aby sama sobie potrafiła pomóc. To odejście od pracy na problemach, do pracy na zasobach, potencjałach. Do tej pory taka praca pracownika socjalnego polegała na tym, że przychodziła osoba z problemem, a pracownik pytał:„ Jak mogę ci pomóc?”, OSL pyta: „jak wspólnie możemy rozwiązać ten problem”, „co masz w sobie takiego, co pomoże ci wyjść z problemu”. Praca polega na partycypacji tych osób we wszelkiego rodzaju rozwiązaniach. W każde z podejmowanych przez nas działań zaangażowane są osoby z tej konkretnej społeczności. Jedne angażują się bardziej, inne mniej, ale praca tylko wówczas przynosi efekty – tłumaczy Magdalena Kłys.
Magdalena Salwerowicz dodaje, że nie chodzi o spektakularne sukcesy. Tłumaczy, że w lokalnej, małej społeczności, takiej jak w przypadku mieszkańców bloków przy ulicy Rzeczki i Siennieńskiej ogromnym sukcesem było to, że na propozycję pracowników socjalnych odpowiadały dwie, trzy osoby, przychodziły kolejne i tak zaczyna się rozmowa, budowało zaufanie.
– To jest spektakularny sukces tej społeczności. Spektakularnym sukcesem są małe rzeczy. My nie pracujemy na festynach, na takich pokazowych rzeczach, bo to nie byłby sukces. Zanim zdecydowaliśmy się pokazać naszą pracę w mediach, minęło bardzo dużo czasu. Ci ludzie musieli być na to gotowi. Niczego bez ich wiedzy nie robimy, wszystko z nimi konsultujemy – tłumaczy Magdalena Salwerowicz, dodając, że zawsze musi być kilka stron zaangażowanych w cały proces i działania. Nie może być to tylko MOPS, czy MOPS i beneficjent, muszą się w to włączać także inni partnerzy, wtedy ma to sens. Jako przykład podaje udaną współpracę z Zakładem Usług Miejskich.
– Sami nie wykonalibyśmy zlewni na osiedlu Gutwin. To „działka” innej jednostki, ale naprawdę jest ogromny wkład Zakładu Usług Miejskich, że zobaczyli, że faktycznie możemy się w to włączyć. Przez te kilka ostatnich miesięcy wiele rzeczy udało się wykonać. Tam się naprawdę bardzo dużo zmieniło. Sami byśmy tego nie zrobili. Jako MOPS jesteśmy od pracy z ludźmi. Oni mówią o swoich potrzebach na spotkaniach obywatelskich, a my organizujemy z kolei spotkania z osobami, które mogą pomóc im zmienić ich otoczenie. Takich partnerów już mamy kilku w tej społeczności. Myślę, że za rok o tej porze będziemy mogli powiedzieć, że jest ich jeszcze więcej – mówi Magdalena Salwerowicz.
Sukcesem są też mechanizmy, które zachodzą wewnątrz uczestników projektu.
– Społeczność zaczyna się otwierać na organizowane przez nas wydarzenia. Przychodzi coraz więcej osób. Bierzemy udział w różnych inicjatywach, które odbywają się na terenie miasta, jak ostatnio „Wojaże dla wrażeń”. Tym bardziej to cieszy, że te osoby nie mogłyby sobie pozwolić na wyjazd do teatru, kina czy muzeum. Są takie głosy że oni sami chcą się zorganizować i gdzieś wspólnie pojechać. To cieszy, że to obudziło w nich chęć sięgnięcia do kultury, do czegoś innego, niż przyziemność, którą mają na co dzień. Oprócz tego pojawiają się inicjatywy od mieszkańców, takie których im nie podpowiadamy. Była taka akcja, że zaangażowaliśmy się w sprzątanie terenu przyległego do naszej świetlicy, widząc to, mieszkańcy bloku, zorganizowali farbę i zaczęli malować drzwi. To bardzo cieszy, że chcą dbać o to miejsce – podkreśla Magdalena Kłys.
Dorota Struska, Organizator Społeczności Lokalnej przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Ostrowcu Świętokrzyskim zauważa, że mieszkańcy poczuli odpowiedzialność za miejsce, w którym żyją.
– Takim żywym przykładem jest mural, który wspólnie stworzyli. Mieliśmy różne obawy pod kątem tego, że może zostanie zniszczony. Jest do dziś, taki jak pierwszego dnia. Mieszkańcy dbają o kosze na śmieci, których brakowało, a które dzięki współpracy z ZUM-em się pojawiły, czy o wspólną łazienkę, którą posprzątali. To bardzo ważne efekty naszej wspólnej pracy, małe sukcesy, które najbardziej cieszą – wyjaśnia Dorota Struska.
Dodaje, że dla niej osobistym sukcesem jest zmiana, jaką widać w uczestnikach projektu, nawet w tych najmłodszych, czy młodzieży.
– Gdy zaczynaliśmy naszą pracę na Gutwinie, mieszkańcy podkreślali, że największym problemem jest młodzież. Mieszkańcy wypowiadali się, że młodzi niszą, dewastują. W tym momencie ci młodzi ludzie angażują się w nasze inicjatywy, działania, biorą udział w warsztatach, spotkaniach, jeżdżą z nami na Wojaże. Zmienili podejście, znaleźli zajęcie, coś, co ich interesuje. Wiedzą jak zagospodarować czas wolny. Potrzebowali wsparcia, będącego odpowiedzią na ich potrzeby – tłumaczy Dorota Struska.
Przypomina, że organizowanie społeczności lokalnej, to nie tylko praca OSL-u ale także praca wszystkich pracowników ośrodka, włącznie ze zrozumieniem dyrektor placówki, dzięki której otwartości, można było wdrożyć te nowe rozwiązania.
– Pracownicy motywowali naszych uczestników żeby spróbowali. Praca pracowników socjalnych opierała się na pracy z indywidualnym przypadkiem, a teraz trafiamy do całych grup, społeczność. Bazujemy na tym co dobre, a nie na tym co złe – podkreśla.
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej doceniło również „Szkołę Rodziny”, działającą w ostrowieckim MOPS-ie, a przede wszystkim działania pracowników, skierowane w kierunku rodziny.
Katarzyna Łasak, pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, zajmujący się od wielu lat pracą z rodzinami tłumaczy, że „Szkoła Rodziny” ma długą historię.
– Od ponad 20 lat w naszym ośrodku pomocy społecznej funkcjonuje Zespół ds. Rodzin. To zespół, który zajmuje się pracą z rodzinami. Na początku była to praca z rodzinami dysfunkcyjnymi, niepełnymi, wielodzietnymi, z takim szerokim spektrum, jeśli chodzi o problematykę. Kontynuujemy to do dziś. Przez te 20 lat tak naprawdę pracujemy z kolejnymi pokoleniami często tych samych rodzin. Dostrzegliśmy, że wsparcie finansowe tych rodzin, polityka państwa wobec wsparcia tych rodzin jest bardzo ważna, bo pomaga im zaspokoić podstawowe potrzeby i normalnie funkcjonować, ale to nie jest najważniejsze. Zrodził się pomysł na wsparcie rodzin w obszarze funkcjonowania, jeśli chodzi o prawidłowe wypełnianie funkcji opiekuńczo-wychowawczej – tłumaczy Katarzyna Łasak.
Dodaje, że bazując na wieloletnim doświadczeniu rodził się pomysł na „Szkołę Rodziny”, która w ostrowieckim MOPS-ie funkcjonuje od 2019 roku. Jest wsparciem rodzin w codziennym funkcjonowaniu, skierowana jest na uruchomieniu pozytywów i zasobów, funkcjonujących w rodzinach, aby znalazły siły do samodzielnego funkcjonowania.
– Jesteśmy tu po to, aby wskazać im drogę, aby mogli się jak najlepiej realizować – wyjaśnia Katarzyna Łasak.
Agnieszka Piotrowska, starszy specjalista pracy socjalnej w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Ostrowcu Św. dodaje, że zajęcia w ramach „Szkoły Rodziny” odbywają się raz w tygodniu. Są to zajęcia edukacyjne dla rodziców, socjoterapeutycne dla modzięcy iświetlicowe dla dzieci.
– Najważniejsze jest to, że zajęcia odbywają się w jednym czasie, Nie ma zatem problemu, że rodzice nie mając z kim zostawić dziecka, nie chce przyjść. Czasami trudno jest wyjść z domu, żeby coś zrobić dla siebie, a dzięki temu, że zajęcia są w jednym czasie, rodzice mogą pobyć ze sobą, a dzieci są bezpieczne na swoich zajęciach – mówi Agnieszka Piotrowska.
Panie dodają, że nagroda jest dla nich ukoronowaniem istnienia Zespołu ds. Rodzin.
– To nagroda dla dyrekcji, dla wszystkich osób, które na przestrzeni lat pracowały w tym zespole, ale także zrozumienie tego, co robimy i co chcemy robić. To także potwierdzenie tego, że wsparcie rodziny w jej funkcjonowaniu: terapeutyczne, profilaktyczne, edukacyjne przynosi swój wymierny efekt – podsumowuje Katarzyna Łasak, podkreślając, że zespół ma swoje sukcesy. Są rodziny, które odnalazły swoje siły, drogę możliwość, aby pokonać przeciwności losu, które ich dotyczą. Zajęcia dla rodziców przeistoczyły się w grupę wsparcia.
– To pokazuje nam, że to co robimy jest słuszne i nawet jeśli jest to jedna rodzina na 30, 40, to dla nas jest to dowód, że warto podejmować ten trud i działać w tym kierunku – podkreśla Katarzyna Łasak.