Uczestnicy pieszych wędrówek, organizowanych przez Centrum Krajoznawczo-Historyczne imienia profesora Mieczysława Radwana w Ostrowcu Świętokrzyskim, tym razem odwiedzili gminę Kunów, a dokładnie położoną w północnej części gminy Kunów – Kolonię Inwalidzką. Miejscowość położona jest na wzniesieniu, z którego rozpościera się widok na Góry Świętokrzyskie. Z dwóch stron otoczona jest starym lasem stanowiącym niegdyś część Puszczy Iłżeckiej. Przez wieś przechodzi niebieski szlak turystyczny z Łysej Góry do Pętkowic. Około pół kilometra od skraju lasu znajduje się natomiast „zielony krzyż” – miejsce potyczki powstańców styczniowych oddziału majora Łady z przeważającymi siłami rosyjskimi pułkownika Macniewa. 38 powstańców poległych w tej bitwie zostało pochowanych na cmentarzu w Kunowie.
– Zależało nam na tym, aby w tym roku pokazać malutkie miejscowości, który leżą poza głównymi szlakami. Taka też jest Kolonia Inwalidzka. Z pozoru niepozorna, jednak, gdy człowiek zaczyna wnikać w jej historię, okazuje się, że jest fascynująca. Zależało nam na tym, aby z każdej miejscowości pokazana była jakaś miejscowość. Z gminy Kunów jest to Kolonia Inwalidzka. Założona została przez uczestników wojny polsko-bolszewickiej, którzy stracili swoje zdrowie, zostali inwalidami wojennymi. Nie ma drugiej takich miejscowości w centralnej Polsce, to ewenement i wielka rzadkość. tego typu miejscowości powstawały bowiem głównie na Wschodzie – wyjaśnia Monika Bryła-Mazurkiewicz, prezes Centrum Krajoznawczo-Historycznego imienia profesora Mieczysława Radwana w Ostrowcu Św.
Dodaje, że termin spaceru też nie został wybrany przypadkowo.
– Chcieliśmy, aby spacer odbył się w okolicach 15 sierpnia, czyli na pamiątkę zwycięskiej Bitwy Warszawskiej. Pani Jadwiga Banasik to osoba, która bardzo dużo robi dla promocji tej miejscowości, dla mnie pełni funkcję takiego honorowego ambasadora tej miejscowości. Pomyślałam, że dla uczestników spaceru historia miejscowości przedstawiona przez osobę, która zbierałą materiały, żyła wśród tych ludzi, która weszła do rodziny jednego z założycieli Kolonii Inwalidzkiej – będzie bardzo ciekawa. Pani Jadwiga jest po części takim „żywym źródłem historycznym”. Nie ma już bowiem tych, którzy tę miejscowość tworzyli – dodaje prezes Centrum.
Jadwiga Banasik, która stała się częścią rodziny jednego z inwalidów wojennych – Franciszka Ciszka podkreśla, że swego czasu wśród mieszkańców pojawiły się głosy, żeby zmienić nazwę miejscowości.
– „Pięknie tu – mówili, tylko ta nazwa… jakaś dziwna”. Istotnie, wszędzie gdzie należało podawać dane osobowe, nazwa zwykle wzbudzała zdziwienie, a niekiedy i politowanie. Niektórzy wręcz obrzucali petenta uważnym spojrzeniem, doszukując się widocznych defektów zdrowotnych. Wśród nowych mieszkańców pojawiły się nawet głosy, aby złożyć wniosek o zmianę nazwy miejscowości. Dla miejscowego społeczeństwa był to sygnał do podjęcia natychmiastowych działań w kierunku upamiętnienia historii powstania miejscowości, oraz wyjaśnienia jej nazwy – przypomina Jadwiga Banasik.
Zmiana nazwy miejscowości byłaby niepowetowaną stratą, a także swego rodzaju przekreśleniem ideałów, dla których walczyli jej założyciele. Niewiele wiemy o naszych przodkach i miejscowościach, w których mieszkały.
Kolonia Inwalidzka to jedna z najmłodszych miejscowości w powiecie ostrowieckim, powstała w latach 20-tych ubiegłego wieku. Powstała na dobrach należących do hrabiowskiej rodziny Wielopolskich. Z ich dóbr wydzielono około 150 ha, które hrabina Maria z Laskich Wielopolska darowała na rzecz „Towarzystwa Zagród dla Polskich Inwalidów imienia Tadeusza Kościuszki we Lwowie” (wzmianka o tym znalazła się w Kurierze Lwowskim). Pierwszymi osadnikami i jednocześnie jej założycielami byli żołnierze – inwalidzi, uczestnicy wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r.
– 17 grudnia 1920 roku Sejm Ustawodawczy uchwalił ustawy o nadaniu ziemi żołnierzom Wojska Polskiego oraz ustawę o przejęciu na własność państwa ziemi w niektórych wschodnich powiatach RP. Osadnictwo wojskowe miało wzmocnić element polski na Kresach i podjąć pracę nad ich gospodarczym i kulturalnym rozwojem. Na Kresach znaczna część ziemi leżała odłogiem, poza tym ziemia zniszczona działaniami wojennymi, wymagała dużego wysiłku, aby ją zagospodarować. Dla wykonania reformy i przekazania ziemi żołnierzom powołane zostały Powiatowe Komitety Nadawcze, których przewodniczącym miał być starosta, a członkami przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych, Ministerstwa Skarbu, Ministerstwa Spraw Wojskowych i Głównego Urzędu Ziemskiego. Uzupełniająca ustawę Instrukcja dla Powiatowych Komitetów Nadawczych, wydana przez Główny Urząd Ziemski, nakładała na Komitety również obowiązek przydzielania parcelowanej ziemi miejscowej ludności. Najaktywniej do akcji osadniczej włączyło się Ministerstwo Spraw Wojskowych, w ramach którego utworzono Sekcję Osad Żołnierskich. Przy dywizjach powołano Komisje Kwalifikacyjne, oceniające uprawnienia żołnierzy do nadziału ziemią i referaty Osad Żołnierskich, których celem było zajęcie się sprawami osadnictwa w poszczególnych regionach – wyjaśniała Jadwiga Banasik.
Ustawa o nadaniu ziemi żołnierzom przyznawała prawo do bezpłatnego otrzymania ziemi inwalidom i żołnierzom, którzy się szczególnie odznaczyli oraz żołnierzom-ochotnikom, którzy odbyli służbę frontową. 150 ha darowane przez hrabinę stanowiły tereny po wyrębie lasu, leżące wówczas w granicach Nietuliska Małego. Obszar ten podzielono na działki o powierzchni ok. 9 ha i przekazano je siedemnastu inwalidom za zasługi wojenne oraz jako rekompensatę za utracone zdrowie. Wydzielono również obszar wspólny ok. 2 ha z przeznaczeniem w przyszłości na obiekty służące całej społeczności.
Dziś o założycielach miejscowości przypomina pomnik, usytuowany przy świetlicy wiejskiej. Widnieje na nim 17 nazwisk: Stanisław Bilewski, Antoni Bujnowski, Walerian Cebula, Franciszek Ciszek, Wincenty Fifagrowicz, Franciszek Karkowski, Józef Kozłowski, Ludwik Krzemiński, Franciszek Martin, Piotr Mikita, Ignacy Mikołajczyk, Jan Misiuda, Teofil Skowron, Stefan Starczewski, Wincenty Szwagiercza, Edmund Witakowsk, Edward Żebrowski.
– Śmiem twierdzić, że było ich więcej, jeśli chodzi o czas przyznawania tych parceli, ponieważ wśród dokumentów, do których udało mi się dotrzeć, które znalazłam w rodzinie dziadka mojego męża, są dokumenty, które wskazują, że jeszcze przynajmniej dwóch inwalidów starało się o te parcele, ale z uwagi na ich stan zdrowia nie było możliwe, aby je otrzymali – tłumaczyła Jadwiga Banasik.
Dodaje, że nie wszyscy z siedemnastu osadników zostali na stałe w Kolonii Inwalidzkiej. Sześciu z nich przekazało swoje ziemie rodzinie bądź oddało w dzierżawę, znajdując dla siebie miejsce w przemyśle czy leśnictwie. Niektórzy z nich prawdopodobnie wyemigrowali z Polski w czasach międzywojennych. Jedenastu inwalidów – osadników zostało na całe życie w swojej małej „własnej ojczyźnie”.
Większość z nich zgłosiła się do wojska na ochotnika w odpowiedzi na apel marszałka Józefa Piłsudskiego. Niektórzy z nich brali również udział w I wojnie światowej Jadwiga Banasik przypomina, że pochodzili z różnych stron Polski: z Podola, z Polesia, ze Lwowa, ale również z pobliskich miejscowości: z Nietuliska, Janika, Miłkowskiej Karczmy, z Szewny, z Rzeczniowa, a także z Ostrowca Św.
Walczyli w obronie Lwowa, na froncie litewsko- białoruskim, ukraińskim oraz w Bitwie Warszawskiej. Świadczą o tym dokumenty, zdjęcia i osobiste pamiątki zachowane w archiwach rodzinnych. Niektórzy z nich wstąpili do wojska prosto ze szkół.
– Po zakończeniu wojny mieli więc niewiele ponad 20 lat, protezy zamiast nóg i rąk, lub inne poważne ograniczenia zdrowotne i perspektywę zostania rolnikami na ziemi, która jeszcze niedawno była starym lasem. Decyzja o przyjęciu i osiedleniu się na tej ziemi z pewnością nie była łatwa, ale z braku innej perspektywy musiała zostać zaakceptowana – tłumaczyła Jadwiga Banasik.
Zagospodarowanie otrzymanych działek do najłatwiejszych nie należało. Trzeba było wykarczować pnie pozostałe po wyrębie lasu. Niektórzy mieszkańcy twierdzą, że jeszcze do dziś, przy pracach polowych, znaleźć można korzenie drzew. Później trzeba było zaorać ziemię, obsiać pola, i zebrać pierwsze plony. A warto pamiętać, że osadnicy byli inwalidami, pozbawionymi rąk, nóg, z licznymi uszkodzeniami ciała.
– Budowa domów mieszkalnych i zabudowań gospodarczych trwała długo. Niektóre z nich wybudowane naprędce, jako tymczasowe służyły przez długie lata. Dużą pomocą i wsparciem dla osadników były ich żony – osadniczki, które nie tylko zajmowały się dziećmi i domem, były bardzo dobrymi gospodyniami, ale także pomagały we wszelkiego rodzaju pracach gospodarskich. Ziemia nie była zbyt urodzajna, młode osadnicze rodziny żyły więc w ciągłym niepokoju o byt i w wielkich niewygodach, ciężko pracując na utrzymanie. Mimo to ich zagrody były wzorem ładu i porządku. Do pomocy w gospodarstwach zatrudniali również okolicznych chłopów – wyjaśnia Jadwiga Banasik.
Nowo powstała osada inwalidów nosiła początkowo różne nazwy: Zagrody Inwalidzkie w hrabstwie Wielopolskich, Osada Inwalidzka w hrabstwie Wielopolskich, Kolonija Inwalidów imienia hrabiego Wielopolskiego, Kolonija Inwalidzka hrabiny Wielopolskiej. Osadnicy czynnie uczestniczyli w życiu politycznym i społecznym kraju. Byli również członkami Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny.
Trudne czasy nastały wraz z wybuchem II Wojny Światowej.
– 9-cio hektarowe gospodarstwa prowadzone przez inwalidów na piaszczystej ziemi musiały wyżywić nie tylko własne rodziny, ale przede wszystkim okupanta – wspomina Jadwiga Banasik. Mieszkańcy pomagali także ukrywającym się w lasach partyzantom. Przypłacali to swoim życiem.
Za pomoc partyzantom stracili życie Józef Kozłowski rozstrzelany przez Niemców na własnym podwórku na oczach rodziny, oraz Edmund Witakowski, którego los po zabraniu z domu przez Niemców do dzisiaj nie jest znany. Oficjalnie uznany został za zmarłego na wniosek żony w 1946 r.
Jan Leszczyński, mieszkaniec Kolonii Inwalidzkiej, który wspólnie z Jadwigą Banasik dba o to, aby pamięć o inwalidach nie zaginęła, wspomina historię – Władysława Skowrona.
– To był 17 październik 1943 rok. Przyjechali Niemcy, stanęli tutaj przy tych drzewkach swoim samochodem. Przeszli na drugą stronę ulicy i udali się pod zabudowania. Wyprowadzili wszystkich z domu: czwórkę dzieci w wieku 7, 9. 15 i 19-lat, a także ich rodziców. Powiedzieli, że są skargi, że pomagają partyzantom. Dali im też propozycję, jeżeli wydadzą kogoś, kto pomaga partyzantom luby Żydom, darują im życie. Dziadek miał taką wiedzę, ponieważ sam pomagał rodzinom żydowskim. Władek, który miał wówczas 19 lat powiedział: „ja ci powiem, a ty i tak nas zastrzelisz”. Niemiec uderzył go w twarz. Zaczęła się szarpanina. Dziadek złapał Niemca za rękę, a drugi z Niemców uderzył go żelaznym przeźmionem (dawną wagą). Bił go do tego stopnia, aż dziadek zalał się krwią i przestał się ruszać. Niemcy odnotowali jego zgon.Władka wzięli na skraj lasu i strzelili mu w głowę. Nie zmarł od razu. Umierał w agonii, co spowodowało radość u żołnierzy niemieckich. Dopiero po czasie dobili go kolejnym strzałem. Został pochowany w miejscu egzekucji, dopiero później rodzina ekshumowała jego zwłoki i pochowała go na cmentarzu. Dziadek natomiast, którego Niemcy uznali za martwego, pomimo obrażeń ciała – przeżył – wspomina Jan Leszczyński.
W czasie wojny zginął również Antoni Bujnowski. Okoliczności jego śmierci nie są do końca jasne. Niektórzy mówią, że zginął z rąk Polaków za rzekomą współpracę z Niemcami. Od wybuchu miny zginęły również dwie jego córki, które wybrały się do lasu na jagody.
– Zmiany polityczne i ustrojowe po II wojnie światowej były dużym ciosem dla niedawnych obrońców niepodległości. Pozbawieni rent inwalidzkich, przyznanych przed wojną, nie mogli sprostać zobowiązaniom finansowym wobec państwa (wysokie podatki, obowiązkowe dostawy żywca i płodów rolnych). Jako właściciele kilkuhektarowych gospodarstw oraz ze względu na „polityczną przeszłość” byli narażeni na represje ze strony władz. To zmuszało ich do pozbywania się części gruntów. Sprzedawali je lub przekazywali na rzecz państwa. Niszczyli też lub zakopywali dowody nadania odznaczeń i stopni wojskowych. W ramach akcji uprzemysłowienia kraju po częściowym wywłaszczeniu przez ziemie osadników wybudowano najpierw tor kolejowy z Kunowa do Zębca, a później rurociąg wysokoprężny – wyjaśnia Jadwiga Banasik.
Przypomina, że osadnicy wojskowi na Kresach Wschodnich to jedna z najbardziej tragicznych grup polskiej ludności. Uchwała sowieckiego Politbiura z 9 grudnia 1939 roku zobowiązywała NKWD do usunięcia ich z osad do 15 lutego 1940 r. Usunięcie oznaczało Sybir lub śmierć.
– W tym kontekście historycznym należy stwierdzić, że mieszkańcy Kolonii Inwalidzkiej mieli swoiste szczęście, ponieważ mogli we względnym spokoju dożyć swoich dni. Żaden z nich nie doczekał niestety czasów przemian ustrojowych i obecnej Polski, znowu niepodległej. Zabrakło kilku lat. Jako ostatni odeszli w latach 80-tych ubiegłego wieku Franciszek Ciszek i Teofil Skowron – tłumaczy Jadwiga Banasik.
Dodaje, że w samej Kolonii Inwalidzkiej pamięć o historii powstania miejscowości powoli odchodziła w zapomnienie. Nie pamiętano o niej również przy okazji corocznych gminnych obchodów Święta Niepodległości. W 2005 r. kiedy w Radzie Sołeckiej znalazło się troje potomków inwalidów, zwrócili się z pismem do ówczesnego burmistrza, aby w programie obchodów Święta Niepodległości przypomnieć historię miejscowości oraz uhonorować imiennymi zaproszeniami na tę uroczystość potomków rodzin osadniczych. Prośbę na ten jeden raz uwzględniono.
– Przekonaliśmy się, że w zbiorowej pamięci społeczeństwa osadnicy praktycznie nie istnieją. Są zapomniani jak cichociemni. Postanowiliśmy jako mieszkańcy i członkowie lokalnej społeczności w jakiś szczególny sposób upamiętnić historię powstania naszej miejscowości. W wyniku dyskusji wybrano i zaakceptowano pomysł wybudowania obelisku będącego wyrazem hołdu dla żołnierzy – inwalidów, uczestników walk o niepodległość w latach 1918 – 1921, którzy byli pierwszymi osadnikami i założycielami miejscowości. Aby już nie było pomysłów o zmianie nazwy. W czerwcu 2007 r. powstał Komitet Budowy Obelisku, któremu miałam przyjemność przewodniczyć, a pod koniec października rzeźba była już gotowa – dodaje Jadwiga Banasik.
Uroczyste odsłonięcie monumentu połączone z gminnymi obchodami Święta Niepodległości nastąpiło 11 listopada 2007 r. Gośćmi szczególnymi byli potomkowie rodzin osadniczych, którzy mimo wieku i nie najlepszego zdrowia przyjechali na tę uroczystość z odległych miejscowości, a nawet z zagranicy.
Podczas uroczystości zorganizowanych w ubiegłym roku z okazji 100-lcia Bitwy Warszawskiej właśnie w Kolonii Inwalidzkiej udało się nam porozmawiać z Teresą Stępień, córka inwalidy – Franciszka Ciszka.
– Tato został inwalidą w wojnie bolszewickiej, później, pod koniec II Wojny Światowej był na froncie pod Skarżyskiem. Niemcy wynajęli go wraz z końmi. Dokąd kazali, to ich wiózł. W końcu je stracił. Ze Skarżyska szedł piechotą, bez nóg. Ludzie dawali mu nocleg. Rany były takie, że aż do kości, a brodę miał strasznie długą. Uciekłam z domu, bo nie poznałam ojca, myślałam, że to jakiś włóczęga. Odnośnie wojny w 1920 roku tata mi za wiele nie opowiadał, ja byłam dzieckiem i nie za bardzo się interesowałam. Gdy dostali działkę, to najpierw budowany był jeden dom, później drugi. Moja mama mieszkała w Zatoce koło Lwowa w Zaborze Austriackim. Znałam język niemiecki. Mama poznała tatę we Lwowie. Tato brał ślub już w protezach – wspominała Teresa Stępień.
Henryk Cebula, syn Waleriana Cebuli podkreślał natomiast, że jego tato był człowiekiem niezłomnym.
– On się nie poddawał. Był poborowym w wojsku, w piechocie. Nie krył się. Zawsze z piersią do przodu. Takie modne było wówczas powiedzenie: do ostatniej kropli krwi. Dlatego, że się kulom nie kłaniał, został nimi posiekany. Nie doczekał cudu nad Wisłą, bo już był ranny. Leżał najpierw w szpitalu w Warszawie, a później w Łodzi. Pierwszy raz został ranny odłamkami rozerwanego pocisku artyleryjskiego. Obciął mu prawy bark. Wziął go sanitariusz na plecy, ale z CKM-u w czasie niesienia przez sanitariusza, sanitariuszowi obcięli palce, a ojca miał na ramieniu. Porzucił go bo sam był ranny. Z tej samej serii pocisk przeszedł przez szczękę, żołądek i nogę. Obudził się po tygodniu czasu jako jeniec na terenie szpitala rosyjskiego. Ojciec opowiadał to czasami całymi nocami. Nie zasnąłem nigdy gdy to opowiadał – wspominał Henryk Cebula.
Twórcą rzeźby, przypominającej o osadnikach był rzeźbiarz Dariusz Kowalski. Rzeźba powstała podczas ogólnopolskiego pleneru rzeźbiarskiego zorganizowanego w Nietulisku Dużym. Pomnik jest formą rzeźbiarskiego symbolu i znaku, który w wymowny sposób operuje środkami artystycznego wyrazu. Ukazuje symbolicznie w jednej postaci, bohaterską przeszłość założycieli osady. Kompozycja składa się z czterech integralnie połączonych elementów: popiersia, bloku epitafijnego, oraz dwóch dodatkowych bloków (jakby ramion), stanowiących balast przedstawionej postaci. U podnóża pomnika położono głazy narzutowe symbolizujące niemych świadków tamtych czasów, pochodzą one z pól protoplastów miejscowości. Rzeźba ma wysokość 350 cm cokół 80 cm, wykonana została z piaskowca kunowskiego.
– Pomnik upamiętniający historię powstania miejscowości jest przede wszystkim wyrazem wdzięczności obecnych mieszkańców Kolonii Inwalidzkiej wobec jej założycieli. Jest również symbolem nieustającej o nich pamięci i szacunku, jakim cieszą się do dziś we wspomnieniach bliskich i znajomych. Dla wielu pozostaną na zawsze kochającymi i kochanymi ojcami i dziadkami. W pamięci ogólnej jednak będą już zawsze istnieć jako uczestnicy walk o niepodległość Polski oraz jako pierwsi gospodarze Kolonii Inwalidzkiej – podsumowuje Jadwiga Banasik.
Galeria foto: Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info