Ujemnym okazał się test na obecność koronawirusa wykonany pacjentce, która w ubiegły piątek (24 kwietnia) z problemami kardiologicznymi aż trzy godziny czekała na przyjęcie na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Ostrowcu Św. Ujemny wynik testu potwierdził Adam Karolik, dyrektor do spraw medycznych w ostrowieckim ZOZ, podczas wczorajszej (środa, 29 kwietnia) konferencji prasowej zwołanej przed szpitalem.
Przypomnijmy, że pacjentka w wieku senioralnym dopiero po interwencji policji, wezwanej przez Martę Solnicę, dyrektora Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Kielcach, ostatecznie trafiła do izolatorium ostrowieckiej lecznicy. Niestety jej historia zakończyła się tragicznie. Zmarła w poniedziałek. Skoro szpital posiada izolatorium dlaczego lekarz dyżurujący na SOR swoim zachowaniem robił wszystko by pacjentka nie trafiła do ostrowieckiego szpitala?
– Urządziliśmy izolatorium, mamy 15 izolowanych stanowisk i wszyscy pacjenci, którzy trafiają do nas z podejrzeniem koronawirusa, z podejrzeniem nie mówię, że ze zdiagnozowaną chorobą, kierowani są na odcinek izolacyjny. Tam są pobierane próbki, kierowane do badania w laboratorium sanepidu w Kielcach, po kilku dniach wyniki przychodzą, pacjenci są kierowani do odpowiednich oddziałów szpitalnych, tam, gdzie wynika to z ich jednostki chorobowej. Ewentualnie, jeśli wynik jest dodatni wtedy odsyłani są do Starachowic – wyjaśnia Andrzej Gruza, dyrektor naczelny Zespołu Opieki Zdrowotnej w Ostrowcu Św.
Rzeczywistość i praktyka w przypadku zmarłej seniorki okazały się zgoła inne.
„Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam: obowiązki te sumiennie spełniać, służyć zdrowiu i życiu ludzkiemu, według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnej różnic, takich jak rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek, nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy lekarskiej nawet po śmierci chorego, strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych, stale poszerzać swą wiedzę lekarską i podawać do wiadomości świata lekarskiego wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić – tak brzmi treść Przyrzeczenia Lekarskiego, będącego częścią Kodeksu Etyki Lekarskiej i nawiązującego treścią do Przysięgi Hipokratesa oraz do Deklaracji genewskiej przyjętej w 1948 roku. Jakimi zasadami kierował się dyżurujący w piątkowe popołudnie lekarz na ostrowieckim SOR, który przez trzy godziny toczył spór z załogą pogotowia, gdy w ambulansie na przyjęcie czekała chora kobieta? To nie przedmiot, czy grabki, o które w piaskownicy toczą bój dzieci, a cierpiący i oczekujący pomocy człowiek. Czyjaś matka, babcia, znajoma.
– Rzeczywiście nie jest pierwszyzną, że na styku szpitalny oddział ratunkowy i zespoły ratownictwa medycznego czasem dochodzi do jakiś nieporozumień czy drobnych scysji, powiedziałbym nawet utarczek. To jest specyfika naszej pracy, naszego zawodu, że czasem członkowie zespołów wyjazdowych mają troszeczkę inną ocenę stanu zdrowia pacjenta, niż ocena wynikająca z badania przeprowadzonego przez naszego lekarza Szpitalnego Oddziału Ratunkowego – tak sytuację oceniał podczas wczorajszej konferencji prasowej Andrzej Gruza. Dodał, że w przypadku nieporozumień do dyspozycji lekarzy jest zarówno on, jak i dyrektor do spraw medycznych – doktor Adam Karolik. Podkreślił, że interwencja policji w takich sytuacjach nie pomoże, ponieważ funkcjonariusze nie są kwalifikowanymi pracownikami medycznymi i w sprawach medycznych nie mogą zabierać głosu, a tym bardziej rozstrzygać sporów. Co zatem z prawami pacjenta? W jaki sposób mają walczyć o zdrowie i życie swoich najbliższych? Czy określanie przez Andrzeja Gruzę mianem „kolizji mniejszej niż większej” sytuacji trzygodzinnego oczekiwania na przyjęcie na SOR pacjentki z problemami kardiologicznymi jest na miejscu?
Nie wiadomo także dlaczego lekarz dyżurny z SOR-u nie zwrócił się o pomoc, czy konsultację do przebywającego w piątek na terenie szpitala Adama Karolika. Jak twierdzi Andrzej Gruza, sytuację można było rozwiązać szybciej. Wezwanie policji przez kierownika Centrum Ratownictwa Medycznego nazywa obliczonym na efekt, a nie – skutek usprawnienia pracy po obu stronach.
– Jestem prawnikiem z wykształcenia, nie mi oceniać stan zdrowia pacjenta, bo jeżeli nawet mam pewne doświadczenie, wynikające z wieloletniej pracy w szpitalach, to przecież w sam proces leczenia, czy też diagnostyki się nie wtrącam. To nie jest moja rola i nawet nie mam takiego prawa. Oczywiście jest pan doktor Karolik, który jest znacznie bardziej kompetentny w tych sprawach i może parę słów na ten temat powiedzieć. Mogę tylko powiedzieć i powtórzę, bo już mówiłem, że co do oceny stanu zdrowia pacjenta były pewne kontrowersje pomiędzy członkami zespołu wyjazdowego, a lekarzem pracującym w danym momencie na szpitalnym oddziale ratunkowym. I takie kolizje są naturalne, jak to mówią, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Spory się zdarzają, trzeba je po prostu wyjaśniać, w miarę możliwości kompetentnie i spokojnie, a nie w atmosferze sensacji i emocji. To niczemu dobremu nie służy – mówił Andrzej Gruza, który podkreśla, że spory dotyczą najprawdopodobniej osoby kierującej ostrowieckim SOR-em. Nie padło jednak konkretne nazwisko lekarza.
– Ta osoba postępuje dość rygorystycznie, od samego początku. Jak tylko pokazały się wytyczne dotyczące koronawirusa powołaliśmy specjalny zespół i staraliśmy się bardzo dokładnie analizować wszelkie wytyczne, zalecenia i polecenia Wojewody także i skrupulatnie ich przestrzegać. Niektóre jednostki analizowały te przepisy, zarządzenia, polecenia, powiedziałbym z pewnym opóźnieniem, stąd pewne wytyczne kierowane do pracowników pracujących, że tak powiem na parterze, docierały z pewnym opóźnieniem, były realizowane z pewnym opóźnieniem. Po pewnym czasie te sprawy zostały ujednolicone, wyjaśnione i co do zasady ta współpraca układa się dobrze i mam nadzieję, że tak będzie. Pewne emocje czasem grają rolę większą niż potrzeba i w tym przypadku chyba z taką sytuacją mieliśmy do czynienia – twierdzi Andrzej Gruza, dodaje także, że w interesie szpitala jest przyjmowanie pacjentów z dowolnej okolicy. Dlaczego zatem starsza pacjentka z powiatu starachowickiego czekała na przyjęcie aż trzy godziny?
– Pani doktor dyżurna, o której tu wspominaliśmy jest bardzo doświadczonym lekarzem, jest absolutnie kompetentna do wykonywania swoich obowiązków na SORze, ma specjalizację, która ją absolutnie upoważnia do pełnienia tego typu funkcji, jest też niesamowicie przygotowana merytorycznie, zarówno w sprawach prowadzenia pacjentów, jak w sprawach prawnych również. Jest osobą bardzo, że tak powiem obrotną i przez ostatni okres czasu bardzo często zwracała uwagę na drobne, czy większe nieprawidłowości zespołów wyjazdowych i to było źródłem, można tak powiedzieć narastającego w pewnym sensie konfliktu.Dlatego że krótko mówiąc ona punktowała zespoły wyjazdowe, wykazywała niedociągnięcia – wyjaśnia Adam Karolik, dodając, że ZOZ w Ostrowcu Św. kierował pisma do Marty Solnicy z prośbą o wyjaśnienie tych zachowań, w konsekwencji lekarz z SOR-u uznany został za wroga numer 1 Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego.
Zapytani o postępowanie jakie toczy się wobec lekarza z SOR-u w Izbie Lekarskiej w Lublinie m.in o zachowania rasistowskie, dyrektorzy twierdzą, że o sprawie nic nie wiedzą. Nie chcą też za wiele mówić o zmarłej pacjentce, zasłaniając się tajemnicą lekarską.
– Pacjent, o którym rozmawiamy to była osoba w wieku starszym. Ta osoba była schorowaną osobą, miała liczne schorzenia z różnych układów, została przyjęta na izolatorium. Pacjent podlegał diagnostyce i leczeniu. ten pacjent niestety zmarł w poniedziałek przed północą. Wynik testu tego pacjenta dostaliśmy w dniu wczorajszym wieczorem, w dobie po jego śmierci – wyjaśnia Adam Karolik.
Ostatecznie okazało się, że kobieta zakażona nie była.
Dyrektorzy zapowiadają rozmowę dyscyplinującą z lekarzem z SOR. Czy mieszkańcy powiatu ostrowieckiego i powiatów ościennych mogą czuć się bezpiecznie? Możemy wysłuchiwać wyjaśnień kto miał rację, faktem jest, że pacjentka nie żyje, nie miała koronawirusa i nigdy nie dowiemy się, czy zwlekanie i biurokracja nie przyczyniły się do jej śmierci?
O zdarzeniu pisaliśmy także tutaj:
miki
30 kwietnia, 2020 at 08:25
Szok i niedowierzanie jak można było tak postąpić z cierpiącym człowiekiem