– To już kolejna sobota, którą spędzamy na pracach przy ruinach. Jako mieszkańcy czujemy się odpowiedzialni za dziedzictwo, które mamy na naszym terenie, tym bardziej, że zainteresowanie tym miejscem jest coraz większe. Ludzie przyjeżdżają do nas z całej Polski, pytają o jaz, o kolumny doryckie – mówi Henryk Jabłoński, sołtys Nietuliska Dużego.
Przypomnijmy, że ruiny po byłej walcowni to fascynujący, układ wodny, z zachowanymi reliktami monumentalnych przepustów oraz mostów. Jednym z nich jest zbudowany na ówczesnym korycie rzeki Świśliny, a znajdujący się w pobliżu kościoła pod wezwaniem Świętego Franciszka z Asyżu – „Jaz ulgi”. Zbudowany został równolegle do ówczesnego koryta rzeki. Z jednej strony piętrzył wody rzeki i kierował do kanału, z drugiej przepuszczał nadmiar wody do naturalnego koryta. Zbudowany był z dwóch przyczółków i czterech filarów, na których spoczywał nieistniejący dziś most. Filary ozdobione zostały klasycznymi kolumnami doryckimi. Walcownia funkcjonowała do 1903 roku, kiedy to została zniszczona przez powódź. Zakład oficjalnie zamknięto w roku 1905, a ocalałe maszyny wywieziono. Tuż obok mostu znajdował się kiedyś młyn, który należał do rodziny żydowskiej.
Jeszcze trzy lata temu miejsce, w którym kiedyś znajdowała się tama porastały wysokie krzewy i drzewa. Jednak dla chcącego nie ma nic trudnego i od kilku tygodni, w każdą sobotę mieszkańcy Nietuliska Dużego oczyszczają ten teren.
– Pomaga nam nasz radny Piotr Rakoczy, pan doktor Marek Rosiński, a dziś jest z nami także Maria, która przyjechała do nas uciekając przed wojną na Ukrainie. Dziś pomaga nam ze swoją córeczką – Elizabetą. Dużo prac już na nami. Najtrudniejsze było pozbycie się wrośniętych w ziemię korzeni drzew. Część z tych prac już wykonaliśmy. Teraz radny Piotr wraz z mieszkańcem pobliskiej posesji oczyszczają filary po byłym moście – tłumaczy sołtys.
Dodaje, że tego typu sobotnie spotkania, oprócz tego, że przynoszą efekt, również integrują.
– Możemy porozmawiać, poznać się lepiej, a później spędzić mile czas przy ognisku – mówi Henryk Jabłoński.
W pomoc włączyła się pani Maria, która do gminy Kunów przyjechała ze Lwowa. 23 lutego jej syn obchodził urodziny, a dzień później wojska rosyjskie najechały jej kraj.
– Przyjechałam do Polski bo wybuchła wojna. Mąż pracuje w Polsce. Bał się o mnie i chciał, abym wyjechała z kraju wraz z dziećmi. Te wszystkie alarmy bombowe, które przeżyliśmy to coś strasznego. 23 lutego świętowaliśmy urodziny syna, a dzień później uciekaliśmy przed bombami. Dzieci były bardzo przestraszone. Nie da się tego opisać, trzeba to po prostu przeżyć. Moja córeczka, Elizabeta bardzo bała się alarmów, trzęsła się. Teraz jest już spokojna. Ludzie trochę do tej wojny przywykli, reagują inaczej – wspomina pani Maria.
Dodaje, że bardzo podoba się jej w gminie Kunów, tym bardziej, że we Lwowie mieszkają w bloku. Ich osiedle położone jest pomiędzy lotniskiem, a dworcem kolejowym. Na szczęście blok, w którym mieszkają nie ucierpiał podczas bombardowań.
– Pięknie jest tu u was. Ludzie są bardzo dobrzy, mili, przyjacielscy. Bardzo nam pomagają. Teraz my chcemy też dać coś od siebie. Nie mamy pieniędzy, ale możemy pomóc naszą pracą. Te ruiny są tutaj naprawdę piękne. Myślę, że warto pomagać, aby inni też zobaczyli ich piękno – mówi pani Maria.
Piotr Rakoczy, radny Rady Miejskiej w Kunowie angażuje się we wszystkie przedsięwzięcia, których celem jest promocja Nietuliska Dużego, czy też gminy Kunów. Kiedy trzeba potrafi „zakasać rękawy”. Nawet jeśli jest to początek długiego weekendu.
– To taka nasza perełka architektoniczna. Warto dbać o to co mamy tuż za rogiem, warto doceniać naszą lokalną historię. Cieszę się, że jest pomysł na zagospodarowanie ruin po byłej walcowni, na utworzenie muzeum na wolnym powietrzu. Ruiny tuż przy drodze krajowej nr 9 zmieniły swój wygląd. Dużo prac jeszcze przed nami – tłumaczy Piotr Rakoczy.
Wyjaśnia, że kilka lat temu pojawily się próby oczyszczenia „Jazu Ulgi” z zakrzaczeń, jednak zaangażowanie było mniejsze, mniej było też rąk chętnych do pracy.
– Przyznam szczerze, że największy nacisk na wykonanie tych prac wywierał sołtys i myślę, że dobrze, bo ktoś z inicjatywą musi wyjść. Zależało nam na tym, aby przyjezdni mogli zrobić sobie tutaj pamiątkowe zdjęcie, podziwiać zabytkowe kolumny i przepusty z korzyścią dla nas wszystkich. Na tym nie poprzestajemy. Zaraz zacznie się sezon koszenia traw. To też co roku wykonujemy własnym sumptem. Staramy się nie angażować sił zewnętrznych, choć możemy liczyć na pomoc burmistrza, a także kierownika i pracowników Zakład Gospodarki Komunalno-Mieszkaniowej w Kunowie – podsumowuje Piotr Rakoczy.
W pomoc włączył się też Leopold Suba, mieszkaniec Nietuliska Dużego i lokalny przedsiębiorca – Jacek Ziółkowski.
– Mieszkam tu od 50 lat. Sporo ciężkiej pracy przed nami. Trzeba się trochę naszarpać, bo jest sporo korzeni do wycięcia. Mam sporo wolnego czasu, więc chętnie pomagam. A gdy ktoś doceni naszą pracę, będzie nam bardzo miło – tłumaczy Leopold Suba.
Zarówno Piotr Rakoczy, jak i Henryk Jabłoński zachęcają wszystkich mieszkańców Nietulisk Dużego do pomocy przy pracach porządkowych. Jeśli tylko pozwala na to pogoda, potykają się w każdą sobotę od godziny 9.00 przy „Jazie Ulgi”.