Edyta Śmieszek podkreśla, że osoby niepełnosprawne, które poruszają się na wózkach inwalidzkich, tak jak jej córka, napotykają w mieście na wiele przeszkód, na które człowiek, poruszający się o własnych siłach, nie zwraca uwagi.
– Przede wszystkim chodniki, które w niektórych miejscach, są po prostu za wąskie. Niestety wózek zajmuje trochę miejsca, a żeby zmieścić się jeszcze z pozostałymi przechodniami, jest ciężko. Na chodnikach, czy ulicach zmorą dla Natalii są też studzienki, zbyt wysokie krawężniki, czy niektóre przejścia dla pieszych. W niektórych przypadkach osoba na wózku nie jest w stanie przemieścić się ze względu na zbyt wysoki krawężnik. Nierówne ulice, dziurawe chodniki, nie we wszystkich, ale w większości budynków użyteczności publicznej brakuje takich podstawowych udogodnień. W urzędach jeszcze można się jakiejś pomocy doprosić, ale też nie do końca wyposażenie jest dobrze użytkowane – wylicza Edyta Śmieszek.
Przypomina także historię, gdy podczas wyjazdu z córką do jednej z ostrowieckich szkół, jej personel nie potrafił obsłużyć windy dla niepełnosprawnych.
– Zdarzyło się tak, że byłyśmy w pewnej szkole i nie potrafiono obsłużyć podnośnika z parteru na pierwsze piętro. Dobrze, że byli inni rodzice i opiekunowie, to udało się nam ten wózek wciągnąć na piętro. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że taki wózek wazy 11 kilogramów, a do tego dochodzi jeszcze waga osoby na wózku – przypomina Edyta Śmieszek.
Jako przykład źle dobranej windy dla niepełnosprawnych podaje także tę w budynku Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej przy ulicy Świętokrzyskiej w Ostrowcu Świętokrzyskim.
– Jest podnośnik jak najbardziej, ale przy podnośniku, a zwłaszcza osoba która nie ma styczności z tym wózkiem na co dzień i porusza się o własnych nogach, nie widzi tego niebezpiecznego podłoża przy zjeździe z podnośnika. Zdarzyło się nam, gdy córka chciała zjechać przodem, nie w balansie (forma poruszania się na wózku przyp. red.), że wypadła nam z wózka. Przednie kółka wpadają w taką rynienkę i robi się bardzo niebezpiecznie. Teraz córka już o tym wie i uważa, ale warto byłoby to zmienić – tłumaczy ostrowczanka.
Ostrowiecki rynek też nie jest przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Żeby go pokonać, Natalia musi go objechać. Kolejny problem to studzienki, które nie są równo z chodnikiem, albo wystają, albo są poniżej powierzchni chodnika. Kolejnym problemem są drzewa, rosnące pośrodku chodników lub tuż obok, których korzenie wypychają powierzchnię chodników, a tym samym pojawiają się wybrzuszenia, które utrudniają poruszanie się. Do tego część chodnika zajmują latarnie uliczne, które też utrudniają przemieszczanie się, zawężają bowiem powierzchnię.
– Mam czasami takie wrażenie i marzenie, żeby pracownicy, którzy zajmują się projektowaniem chodników, podjazdów etc. chociaż na jeden dzień usiedli na wózku inwalidzkim i przejechali na nim miasto. Kompletnie inaczej odbiera się bowiem wtedy rzeczywistość, niż tą z pozycji dwóch zdrowych nóg. Nigdy nie dowiedzą się jak to jest, jeśli nie usiądą na wózku. Miałam kiedyś taką możliwość, żeby zobaczyć, jak się wtedy człowiek przemieszcza. Sprawdziłam jak to jest poruszać się tylko dzięki sile rąk po różnym podłożu: piasku, trawie, żwirze etc. Niewiele osób wyobraża sobie, jaki to wysiłek – przypomina Edyta Śmieszek.
Komunikacja miejska, czy ta do różnych miejscowości poza naszym regionem to też bardzo duże wyzwanie.
– Osoby postronne nie wiedzą często jak pomóc. Autobusy niskopodłogowe nie podjeżdżają dostatecznie blisko wysokiego krawężnika. Problemem jest też z komunikacją kolejową. Pojawia się już w momencie przejścia pomiędzy peronami – kładka nad torami odpada. Przejazd trzeba zgłaszać co najmniej tydzień wcześniej, żeby w pociągu była osoba, która nam pomoże. Nie ma mowy o spontanicznych wyjazdach – dodaje Edyta Śmieszek.
Przypomina także, żeby napędzić taki wózek trzeba mieć bardzo silne mięśnie rąk, pomimo, że niektóre wózki są lekkie i łatwo się je wprowadza w ruch. Są też specjalne kursy prowadzone przez np. Fundację Aktywnej Rehabilitacji, które uczą jak prawidłowo poruszać się na wózku, jak się przesiadać z łóżka, czy krzesła na wózek, do auta. Są też specjale szkolenia, jak pomagać osobie poruszającej się na wózku. Koszt wózka to ok. 5000 zł bez żadnych dodatkowych funkcji. Są też i takie po 12 000 zł. Wszystko zależy od udogodnień, tak samo jak w przypadku samochodów, czy rowerów. Niestety NFZ nie refunduje całej kwoty, trzeba mieć wkład własny, który jest obciążeniem dla rodzinnego budżetu. Część środków zwraca Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, ale nie całość.
Edyta Śmieszek nie pamięta też, aby w Ostrowcu Św. organizowane były akcje, uświadamiające mieszkańców, jak pomagać osobom niepełnosprawnym.
– Szczerze to nie przypominam sobie niczego takiego. A ludzie reagują bardzo różnie na osoby na wózku. Myślą często, że tego nie widać, że ktoś się nachalnie patrzy. Zdarzały się też nieprzyjemne komentarze. Kiedyś reagowałam. Teraz już tego nie robię, bo niestety nie przynosi to efektu, wzbudza często większą agresję. Wiele osób wciąż zapomina, że osoby niepełnosprawne, też chcą się czuć pełnowartościowe. Chcą się same przemieszczać, mają swoje prywatne życie, swoje sprawy, znajomych etc. Nie wolno im tego odbierać – dodaje ostrowczanka.
Problem pojawia się także już w dorosłym życiu. Nie łatwo o pracę dla osób na wózkach, szczególnie w Ostrowcu Św.
– Moim największym marzeniem jest to, żeby wystarczyło mi zdrowia. Tylko tyle. Z resztą człowiek sobie zawsze poradzi. Inne rzeczy są do zrealizowania w takim, a nie innym stopniu, czy mają różne daty realizacji, ale zdrowie jest najważniejsze. Nie ma też wśród nas tolerancji, mówię tutaj o naszym lokalnym środowisku. Tolerancja to wciąż puste słowo. Ludzie nie rozumieją jaką krzywdę potrafią zrobić innym. Niestety bardzo dużo trzeba tłumaczyć dziecku niepełnosprawnemu dlaczego ktoś uparcie się na nie patrzy, czy z niego śmieje. To są trudne rozmowy. Nie mam też niestety pojęcia jak nauczyć ludzi tolerancji. Myślę, że tego nie da się nauczyć – podsumowuje Edyta Śmieszek.