– Mam olbrzymi sentyment do Kunowa, choć wyjechała z niego w wieku 15 lat. Ciągle tu wracam. Rodzice pochowani są na cmentarzu w Kunowie. Ja po prostu kocham ludzi stąd. Mam tu przyjaciół i znajomych. Wracają wspomnienia. Bardzo sympatyczni ludzie. Pan burmistrz to człowiek, którego w Kunowie przez lata brakowało. To co dzieje się w czasie jego kadencji zasługuje na olbrzymi szacunek. Śledzę na bieżąco jego konto w mediach społecznościowych. W Kunowie naprawdę bardzo dużo się dzieje. Jestem cały czas emocjonalnie związana z Kunowem – mówi Grażyna Budziasz, córka Gustawa Kowalskiego.
Przyznaje, że jej ojciec odcisnął piętno na życiu wielu mieszkańców Kunowa i ówczesnego powiatu opatowskiego.
– Prowadził chór szkolny nieodpłatnie. Kochał muzykę. Takim się urodził, takim był do swoich ostatnich dni. Prowadził orkiestrę dętą, rozmaite zespoły. Działo się to z jego inicjatywy. Potrafił dobierać ludzi do swoich projektów, bez nich nic by nie zdziałał. Tato był takim Jankiem Muzykantem z Kunowa. Wystrugał sobie flecik, żeby ojcu nie przeszkadzać, wchodził na strych i grał. Na klarnecie nauczył się grać w wojsku. Ukończył studium muzyczne w Łodzi, tam nauczył się zawodowo śpiewać. Miał przecudny głos. Był dobrym organizatorem. Nasz dom był zawsze rozśpiewany, nie było dnia, żeby ktoś u nas nie gościł, nie było dnia, który nie byłby związany z muzyką. Zima nie zima tato wsiadał na komarka, ściągał rolników, pracowników fabryki w Kunowie i razem grali. To były piękne czasy. Wszystkie związane z tatą wspomnienia były szczególne – mówi Grażyna Budziasz.
Tłumaczy że po tacie odziedziczyła talent muzyczny. Prowadzi Studio Piosenki Ga-Ga w Kielcach.
– Pomysł na nazwę zaczerpnęłam z piosenki Zespołu Queen – Radio Gaga. Przez dwa lata śpiewałam w Niemczech i Norwegii. Śpiewałam przez dwa lata w Niemczech i Norwegii. Gdy wróciłam tato zaproponował mi, abym założyła studio. Na początku się wahałam. Dziś jestem mu bardzo wdzięczna. Pracowałam w Młodzieżowym Domu Kultury, teraz kontynuuję pracę w Studiu Piosenki Ga-Ga, pomimo że mogłabym już pójść na emeryturę, ale na razie nigdzie się nie wybieram
Przyznaje, że festiwal imienia Gustawa Kowalskiego to spełnione marzenie jej i brata Janusza.
– Nasz tata wniósł bardzo wiele do lokalnej kultury. Nie tylko w Kunowie, bo grywał również w Ostrowcu Świętokrzyskim, czy na terenie byłego powiatu opatowskiego, do którego należeliśmy. Zawsze wkładał całe swoje serce w muzykę. Ten festiwal to taki ukłon w jego stronę. Cieszę się, że pan burmistrz Lech Łodej docenił w ten sposób dorobek mojego taty – tłumaczy Grażyna Budziasz.
Lech Łodej, burmistrz miasta i gminy w Kunowie zapewnia, że dopóki będzie burmistrzem i będzie miał wpływ na to, jakie wydarzenia kulturalne są organizowane w gminie, dopóty Festiwal Imienia Gustawa Kowalskiego będzie organizowany w Kunowie.
– Gustaw Kowalski to jeden z bardziej zasłużonych obywateli, jeśli chodzi o ziemię kunowską. Był kapelmistrzem w wielu zespołach i orkiestrach. Prowadził mnóstwo grup muzycznych, sam miałem przyjemność grać z nim przez pewien czas. To był wyjątkowo komunikatywny artysta. Rozumiał młodzież, integrował również swoje pokolenie. Brakuje nam go dzisiaj. Na szczęście mamy „w spadku” Janusza Kowalskiego i Grażynę Budziasz. Kilka lat temu nawiązaliśmy dobry kontakt, Doszliśmy do wniosku, że taki festiwal warto organizować i tak od trzech lat, niestety przeszkodziła nam pandemia koronawirusa, cieszę się, że w tym roku mogliśmy powrócić do kontynuowania tej dobrej tradycji – wyjaśnia Lech Łodej.
Janusz Kowalski wciąż mieszka w Brookline, który jest częścią Bostonu. Podkreśla, że żałuje że przez pandemię miał trzy lata przerwy od ostatniego koncertu w Kunowie.
– Z wielką przyjemnością wracam do Kunowa. Przyciągają mnie korzenie, znajomi taty, z którymi kiedyś grał. Sam złapałem tego bakcyla muzycznego dzięki ojcu, choć w przeciwieństwie do taty u mnie zaczęło się od fortepianu, nie fletu. Gdy miałem 4 lata śpiewałem u taty w zespole, potem w wieku 10 lat już grałem na organach. Gdy miałem 15 lat wyjechałem do Kielc, ale wciąż tu wracałem. Od początku lat 80-tych grałem już z Heavy Metal Sextet. Graliśmy w całej Europie. Wydaliśmy dwie płyty. Potem grałem w Big Warsaw Band i na statkach. Dostałem stypendium do Berklee College of Music i tak wyjechałem na stałe do Stanów Zjednoczonych – wspomina Janusz Kowalski.
Przyznaje, że komponując inspiracje czerpie od różnych zespołów i muzyków jak: „Weather Report” „Chick Corea”, czy „Brecker Brothers”.
– Mogę obiecać, że za dwa lata znów do Kunowa wrócimy. Oby tylko zdrowie dopisało. To miasto na trwałe wpisało się w życiorys mojego taty. Nigdzie nie ma takich ludzi jak tutaj – podsumowuje.
Galeria foto: Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info