Mieszkańcy gminy Bałtów mają wielkie serca. Nie trzeba było długo czekać, aby odpowiedzieli na apel Huberta Żądło, wójta gminy Bałtów, w sprawie zbiórki produktów i żywności dla uchodźców z Ukrainy. Do gminy przybyły też matki z dziećmi, które uciekły przed wojną. W sumie na terenie gminy przebywa blisko 30 osób z Ukrainy.
– Część osób, która do nas przybyłą ma tutaj swoich najbliższych lub znajomych. Pozostałe nie znają nikogo, są u nas po raz pierwszy. Obecnie ukraińskie dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym integrują się z naszymi uczniami ze Szkoły Podstawowej w Bałtowie. Mamy tam nauczyciela pochodzenia ukraińskiego, panią Tamarę Dwojak, która służy pomocą, zajmuje się tłumaczeniem. Bariery językowej nie ma. Jeśli chodzi o Urząd Gminy w Bałtowie staramy się być do dyspozycji i służyć pomocą uchodźcom. Rozmawiamy z uchodźcami, spotykamy się w ramach sztabu kryzysowego – mówi Hubert Żądło, wójt gminy Bałtów.
Gmina pomaga także w organizowaniu sprzętu niezbędnego do normalnego funkcjonowania. Kilkanaście dni temu zorganizowana została zbiórka produktów pierwszej potrzeby i żywności. Na tymczasowy magazyn przekształcona została Sala Ślubów.
– Dary wydawane będą osobom, które będą przybywać do naszej gminy. Zapraszamy je serdecznie do nas, aby wybierali sobie, to co im potrzebne. Nie przedstawiamy tego medialnie, żeby nie krępować tych osób. One przeszły bardzo dużo złego. Teraz potrzebują spokoju. Rozmawiam z nimi.Opowiadają swoje historie. Jest jedna pani, która po ataku na Donieck, przeprowadziła się do Kijowa.Myślała, że tam zazna już spokoju. Niestety musiała uciekać na terytorium Polski. Dzieci mają straszną traumę. Boją się dźwięku syren straży pożarnej. Służymy im pomocą psychologiczną, choć nikt nie zgłaszał na razie takich potrzeb – tłumaczy Hubert Żądło.
Aby zapewnić dzieciom i młodzieży z Ukrainy choć odrobinę „normalności” , zaproszono ich na zajęcia do Szkoły Podstawowej w Bałtowie, aby mogli zintegrować się z uczniami. Wójt apeluje do mieszkańców gminy, aby nie ustawali w pomocy i przekazywaniu produktów i niezbędnych rzeczy dla uchodźców do Urzędu Gminy w Bałtowie, Środowiskowego Domu Samopomocy w Wólce Bałtowskiej, Publicznej Szkoły Podstawowej im. Legionów Polskich w Okole i Szkoły Podstawowej w Bałtowie.
– Odpowiedź naszych uczniów, na prowadzoną przez nas zbiórkę, była ogromna. Dzieci i ich rodzice po raz kolejny pokazali, że mają wielkie serca. W ciągu trzech dni mieliśmy mnóstwo produktów. W tej chwili mamy 10 osób z Ukrainy w klasach 6 i 7, a także w przedszkolu. Ze względu na to, że mamy już naszą szkolną kuchnię na miejscu, na ciepły posiłek możemy zaprosić mamy z Ukrainy. Dzieci i ich mamy są sympatyczne. Nie ma żadnych barier pomiędzy dziećmi, które przyjechały z Ukrainy, a naszymi uczniami. W klasach starszych jest trójka dzieci z Ukrainy, które mówią po polsku. Mamy panią Tamarę, naszą nauczycielkę, która mówi po ukraińsku, panią Jolę, która mówi po rosyjsku. Nasze dzieci bardzo opiekują się swoimi rówieśnikami, otoczyli je troską, włączają je do zabaw i zajęć. Jestem z nich bardzo dumna – wyjaśnia Lidia Pastuszka, dyrektor Szkoły Podstawowej w Bałtowie.
Dodaje, że rodziny z Ukrainy to ludzie bardzo honorowi. Często trudno im przyjmować pomoc, bo mówią, że nie mają się jak odwdzięczyć.
– Nikt z nas tego nie oczekuje. Po prostu pomagamy. Nie wiadomo czy my nie będziemy kiedyś takiej pomocy potrzebować – mówi Lidia Pastuszka.
Niestety temat wojny jest wciąż obecny w myślach i rozmowach uchodźców z Ukrainy.
– Widać to bardzo, zwłaszcza u tych starszych dzieci. Są też młodsze dzieci, które bardzo się boją. Jeden z pięciolatków usłyszał syrenę strażacką, samoloty przelatujące nad Bałtowem i bardzo się wystraszył. Trauma dzieci została. To grupa uchodźców, która wyjechała w najgorszej sytuacji – dodaje dyrektor szkoły.
O tym, że o wojnie nie da się zapomnieć nawet w bezpiecznym już miejscu w Polsce, mówią Kristina i Anastazja, które pochodzą z centralnej Ukrainy, z Żytomierza. Do Bałtowa dotarły w niedziele. Korzystają z gościny osób prywatnych.
– Sytuacja jest dramatyczna. Wczoraj też bombardowali wszystko. Mój mąż i ojczym upadli na ziemię, żeby się ratować. Mają poranione kolana. Gdy zaczęła się wojna, wyjechałam do Lwowa. Tam byłam przez tydzień, jednak sytuacja jest coraz bardziej niebezpieczna, dlatego postanowiłam, że ucieknę do Polski – mówi Kristina.
Dodaje, że na granicy, aby przedostać się na polską stronę, czekała blisko 17 godzin.
– Jechałyśmy samochodem, niektóre panie szły na piechotą z małymi dziećmi. Zresztą wśród nas jest koleżanka, która ma 2 miesięczne dziecko. Wcześniej się nie znałyśmy, poznałyśmy się dopiero tutaj, w Bałtowie. Mieszkamy w pokojach gościnnych u Pani Agnieszki i Doroty, które zaoferowały nam pomoc. Wszystko pro bono – tłumaczy Kristina.
Tłumaczy, że dzieci dobrze czują się wśród rówieśników z Polski.
– Dzieci się bawią. Integrują z dziećmi z Polski. Tak się im podoba, że nie chcą wychodzić z zajęć. Dzieci rozumieją, co się dzieje. Boją się wojny. Wczoraj nad Bałtowem latały samoloty. Dzieci bardzo się bały. Tak samo, gdy pewnego wieczoru zawyła syrena strażacka. Dla nas to są bardzo złe wspomnienia. Dzieci obserwują, ciężko im wytłumaczyć dlaczego tato, dziadek, czy wujek pozostali w kraju – wyjaśnia Anastazja.
Dodaje, że są w stałym kontakcie ze swoimi rodzinami.
– Staramy się czasami z żartem pokazywać tę wojnę. Najgorsza byłaby panika. Marzymy, żeby to wszystko się skończyło, żebyśmy mogli wrócić do domu – mówią zgodnie.
W integracji i przełamywaniu bariery językowej pomaga Tatiana Dwojak, nauczyciel w szkole w Bałtowie.
– Nie wyobrażałam sobie, że kiedyś będzie taka sytuacja, że będę potrzebna do tłumaczeń. Cieszę się, że jestem pomocna dzieciom. Marzę, żebyśmy wkrótce mogli organizować takie spotkania integracyjne. Dzieci bardzo szybko się zaaklimatyzowały. Każdy włącza się w pomoc dla tych uchodźców. Proszę, aby nadal trwała. Potrzebna jest żywność, środki czystości, ubrania. Oni wstydzą się prosić o konkretne rzeczy. Każdy miał jakiś poziom życia na Ukrainie, wszystko zostawili. Z małymi walizkami przyjechali do Polski – wyjaśnia Tamara Dwojak.
Dodaje, że najbardziej potrzebne są ubrania dla dzieci w wieku przedszkolnym, a także uczniów 6,7, 8 klasy, zarówno dziewczynek, jak i chłopców. Potrzebne są zeszyty, piórniki, akcesoria szkolne.
– Te dzieci na Ukrainie pozostawiły swoje hobby i zajęcia dodatkowe. Daj Panie Boże, aby jak najkrócej przebywali w Polsce. Oni tęsknią za swoim domem. Mam rodzinę na Wołyniu, tam jest spokój. Nie chcą uciekać do Polski. Mówią, że muszą zostać, wspierać centralną i wschodnią Ukrainę. Wspierają wojskowych, gotują im posiłki. Byłabym spokojniejsza, gdyby byli tutaj, ale oni chcą pomagać. Nie spodziewałam się do samego końca, że tak skończy się ta sytuacja, że wybuchnie wojna – podsumowuje.