Do gminy Ćmielów trafili pierwsi uchodźcy z Ukrainy najpierw trzyosobowa rodzina: mama Irmina, dwuletni Aleksiej i jego siedemnastoletnia siostra Sasha. Późnym wieczorem kolejnych 13 osób. Przyjechali z różnych stron Ukrainy. Aktualnie przebywają w jednym z gospodarstw agroturystycznych na terenie gminy.
– Gdy tylko dotarła do nas informacja, że jedzie do nas rodzina z Ukrainy, rozpoczęła się szybka organizacja, aby przygotować dla nich miejsca noclegowe. Mąż Irminy pozostał w kraju, walczy w Kijowie. Ona musiała uciekać z dziećmi. Mały Aleksiej nie miał ze sobą nawet kapci. Staramy się zabezpieczyć ich pierwsze potrzeby. Obiad zawiozłam im osobiście, ugotowała go moja mama. Pomógł nam pan Witold Borkowski, nasz lokalny przedsiębiorca, który sfinansował pierwsze zakupy, transport zapewniła Farma Świętokrzyska. Później dołączyły kolejne osoby. Swoją cegiełkę dołożył ksiądz Czesław Gumieniak, proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Ćmielowie, który ofiarował 1000 zł na zakupy żywności. Wspólnymi siłami daliśmy radę. Ta tragedia bardzo nas zjednoczyła – mówi Joanna Suska.
Dodaje, że słowami nie da się opisać tego, co przeżyli uchodźcy, z którymi rozmawiała.
– Mały Aleksiej przyjechał tylko z jedną zabawką, choć w Kijowie zostawił ich mnóstwo. Pora na nowe zabawki. Wczoraj zamieściliśmy post na Facebooku, że bardzo by się przydały. Od razu odezwali się nasi mieszkańcy. Początkowo, gdy po raz pierwszy przyszliśmy do rodziny, każdy z nas próbował trzymać na wodzy emocje. Po wymianie kilku zdań, nie mogliśmy ukryć wzruszenia. To stwierdzenie Pani Irminy, że na Ukrainie został jej mąż i nie wiadomo czy jeszcze kiedyś się zobaczą, pokazuje ogrom tej tragedii. Powiedziała, że wszystkie piekarnie w Kijowie zostały zniszczone przez Rosjan. To działanie wymierzone w newralgiczne punkty, w ludność cywilną, a nie w cele wojskowe, jak słyszeliśmy – tłumaczy burmistrz.
W nocy do gminy Ćmielów kolejne osoby przywiózł Paweł Ozimkiewicz, pracownik Farmy Świętokrzyskiej, a także żołnierz Wojsk Obrony Terytorialnej. Wśród nich była Tatiana z dwójką swoich małych dzieci: pięcioletnią córką i dwuletnim synem. Mieszkała w Ratnie w obwodzie wołyńskim.
– Zajmowałam się dziećmi, mąż pracował. Przyjeżdżałem do Polski do pracy, wtedy z dziećmi zostawała babcia. U nas nie ma na razie takiej sytuacji jak w Kijowie, ale wszyscy się boimy, ludzie są spakowani. Jest strasznie. Widzieliśmy dużo czołgów, które przejeżdżały przez naszą okolicę. Naszych wojsk ukraińskich, które bronią naszego kraju jest bardzo dużo. Mąż został w kraju. Jednak codziennie do siebie dzwonimy. Rozmawiamy. Jest bardzo dużo osób, które przyjechały. Przywiózł nas wolontariusz, jednak ludzie czekają i po trzy dni, zanim trafią do Polski. Naszym największym marzeniem jest teraz to, żeby było wszystko dobrze na Ukrainie, a także, aby nasze dzieci były bezpieczne. Dziękujemy wam za pomoc, za to, że jesteście z nami w tak trudnych chwilach – mówi Tatiana.
Joanna Suska dodaje, że gmina jest wstanie przyjąć 63 osoby w gospodarstwach agroturystycznych, które zarejestrowane są na terenie gminy Ćmielów. Liczba uchodźców przekraczających polską granicę jest coraz większa. Coraz więcej osób potrzebuje miejsca noclegowego, wsparcia, pożywienia, produktów pierwszej potrzeby.
– Jesteśmy małą, niezbyt zamożną gminą, ale chcemy pomóc. Jutro wystąpię z pismem do Wojewody Świętokrzyskiego, aby wydał zgodę na rozlokowanie uchodźców w naszym Domu Seniora w Ćmielowie. Mamy tam kuchnię, jadalnię, sanitariaty. Moglibyśmy tam przyjąć 40 osób. Jutro wykonamy kolejne niezbędne zakupy. Ludzi o wielkim sercu w gminie Ćmielów mamy naprawdę mnóstwo. Może różnimy się poglądami, nie zawsze się zgadzamy, ale kiedy trzeba współdziałamy. Dziś scalamy siły. Nie wiemy co czeka nas w przyszłości. Dzielmy się tym, co możemy i póki możemy – podkreśla burmistrz.
Elżbieta Fedorczuk, która prowadzi gospodarstwo agroturystyczne nie wahałam się ani chwili, gdy usłyszałam, że potrzebna jest pomoc.
– Nie zastanawiałam się ani chwili. W takich momentach musimy pomagać. Uruchomiłam wszystkie możliwe moce. Dotychczas śledziłam wszystko w mediach, teraz widzę tych ludzi „na żywo”. Te malutkie dzieci nie mają świadomości wojny, może to i dobrze, ale ich mamy przeżywają to okropnie, a my z nimi – mówi Elżbieta Fedorczuk.
Po uchodźców na granicę busem udostępnionym przez Farmę Świętokrzyską jeździ Paweł Ozimkiewicz.
– Decyzja prezesa Farmy Świętokrzyskiej, Łukasza Gębki, była jednoznaczna i bardzo szybka. Trzeba pomóc, tym bardziej, że sporo osób z Ukrainy pracowało na farmie w Bori. Mamy taki przykład z życia wzięty, mama jednej z kobiet, którą wraz z dziećmi przywiozłem z granicy polsko-ukraińskiej, pracuje u nas. Pani Wala bardzo się martwiła o swoich najbliższych. Teraz jest trochę spokojniejsza, choć na Ukrainie pozostali inni jej bliscy i znajomi. Bezpieczeństw jest najważniejsze. To wielka tragedia tych ludzi. Zostawiali u nas dużo zdrowia, pracowali. Jesteśmy im wdzięczni za to i na pewno nie pozostawimy ich bez pomocy – mówi Paweł Ozimkiewicz.
Dodaje, że przy granicy czeka mnóstwo osób z Ukrainy, szacuje się, że ok. 250 000 osób. Odprawa po stronie polskiej odbywa się bardzo sprawnie, trochę wolniej trwa to po stronie ukraińskiej.
– Być może spowodowane jest to względami bezpieczeństwa. Transporty są zorganizowane. Gdy mieszkańcy Ukrainy znajdują się po stronie polskiej, część osób, które nie mają docelowego miejsca podróży, jest zapraszana do autobusów i przewożona do przygotowanych ośrodków. Jeżdżę po osoby, które chcą bezpiecznie przetrwać ten trudny czas , które kontaktują się z nami przez stronę Farmy Świętokrzyskiej, przy okazji zabieram też matki z dziećmi, które nie mają dokąd pójść. Musimy sobie pomagać. Pokazujemy tym ile jesteśmy tak naprawdę warci – podsumowuje Paweł Ozimkiewicz.
Przypomnijmy, że Dom Kultury w Ćmielowie prowadzi zbiórkę produktów pierwszej potrzeby dla uchodźców z Ukrainy. Potrzebne są koce, kołdry, żywność o przedłużonym terminie ważności, środki higieniczne, zabawki dla dzieci.
O zbiórce informowaliśmy tutaj: