Znajdź nas na

PO GODZINACH

Tadeusz Krawętkowski: W swoją pierwsza podróż autostopem wyruszyłem w wieku 16 lat!

W wieku 16 lat wybrał się w swoją pierwszą „legalną” podróż autostopem po Polsce. Pracując w Szwecji i podróżując Doliną Raby przekonał się jak wygląda dzień polarny. Jako prezes Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego imienia profesora Mieczysława Radwana w Ostrowcu Św. w latach 2009-2019 zorganizował blisko 90 wycieczek. Tadeusz Krawętkowski, bo o nim mowa opowiedział nam o swoich podróżniczych przygodach.

Tadeusz Krawętkowski fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Miłość do podróży była w nim od zawsze. W wieku 16 lat objechał autostopem Polskę.

– Gdy miałem 16 lat to mogłem już sam jeździć. Trzeba było kupić książeczkę autostopowicza. Dzięki temu mogłem podróżować całkowicie legalnie. Z jednej strony pisało autostop, a z drugiej stronie było takie czerwone kółko. Dostawało się do tego jednocześnie takie talony, na których była napisana ilość kilometrów: 10, 50, 100 kilometrów. Za to kierowcy brali udział w losowaniu nagród. Podróżowałem w ten sposób do 1975 roku – mówi Tadeusz Krawętkowski z Centrum Krajoznawczo-Historycznego imienia profesora Mieczysława Radwana w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Dodaje, że nigdy nie bał się takich podróży, nie pomyślał też, że mogłaby stać mu się krzywda. Kierowcy chętnie się zatrzymywali. 

Tadeusz Krawętkowski
fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

– Wtedy nikt się nie bał, ani rodzice nie mieli pretensji, że jedziemy. Ważne, że wiedzieli, iż jadę ze starszymi kolegami z bloku. Nie było żadnego problemu. Trzeba było mieć tylko książeczkę PKO z wkładem minimum 200 zł wtedy. Gdy przeszło się po rodzinie, to się uzbierało te pieniądze. Później nie wypadało mi już zbierać, więc sam zarabiałem na budowie, czy przy rozładunku – wspomina Tadeusz Krawętkowski.

Podróże autostopem wspomina z wielkim sentymentem. Tłumaczy, że jeździł zarówno samochodami ciężarowymi, jak i osobowymi.

– Do takiej ciężarówki wpadała nieraz grupa 40 osób. Było bardzo wesoło.  Ktoś miał ze sobą gitarę, można było pośpiewać. Nawiązywało się znajomości, niektóre z nich przetrwały długie lata. Często było też tak, że z tą samą grupą podróżowało się przez tydzień. To byli ludzie z różnych części kraju. Bardzo to lubiłem. Czasami jeździło się tylko po to, żeby jeździć, ale chcieliśmy też coś po drodze zobaczyć. I tak zwiedziliśmy zamek w Malborku, odpoczywaliśmy nad Zalewem Zegrzyńskim. Potem w wojsku byłem w Zegrzu, które już było dla mnie znajome. Przejeżdżaliśmy przez Tczew. Na dłużej zatrzymaliśmy się w Kołobrzegu. Zwiedziliśmy latarnię morską, spacerowaliśmy po deptaku, widzieliśmy koncert zespołu „Tajfuny”, który w tamtych czasach był „na fali” – tłumaczy Tadeusz Krawętkowski.

Tadeusz Krawętkowski z Centrum Krajoznawczo-Historycznego imienia profesora Mieczysława Radwana w Ostrowcu Św.
Fot. Łukasz Grudniewski /naOSTRO.info

Spał na polach kempingowych, w prywatnych kwaterach i schroniskach młodzieżowych. Co roku zmieniał trasę, choć były takie miejsca, do których szczególnie chętnie wracał.

– Nie było telefonów komórkowych, ale do rodziny wysyłało się pocztówki. Wiadomo było, gdzie jesteśmy. Mama je zbierała. Po latach z bratem je znaleźliśmy. Mama trzymała je w takiej dużej kopercie. Widokówki zostawały ślad, wystarczyło na nie spojrzeć i wiele rzeczy się przypominało – mówi Tadeusz Krawętkowski. 

W 1975 roku po raz ostatni był na autostopowej wycieczce. W 1973 roku był jednym z założycieli Koła  PTTK na starym zakładzie huty w Ostrowcu Św.. W pierwszym Zarządzie był w komisji rewizyjnej.

– To było koło, nie oddział. Aby go bowiem stworzyć potrzebne były co najmniej trzy koła. Koło powstało na Wydziale Wydziale Budowy Maszyn Hutniczych, gdzie jako ślusarz pracowałem. Starszych pracowników interesowały wyjazdy niedzielne. Mieliśmy taki ośrodek w Solcu nad Wisłą. Tam sprowadzone były barakowozy – miejsce do mieszkania. Na sobotę i niedzielę wyjeżdżała tam raz jedna, raz druga grupa. Mnie to nie interesowało. Stworzyłem więc sekcję turystyki pieszej. Zaczęliśmy robić piesze wycieczki po Górach Świętokrzyskich.  Pojechaliśmy też na Rajd Hutników – mówi Tadeusz Krawętkowski.

Tadeusz Krawetkowski f
ot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Zainteresowanie pieszymi wycieczkami było spore. Tydzień pracy kończył się w sobotę o godzinie  12.00. Wyjazdy odbywały się zazwyczaj o godzinie 14.00 z jednokierunkowej ulicy Tadeusza Kościuszki. 

– Byłem w Bieszczadach na Rajdzie Przyjaźni. Huta dawała samochód, pojechaliśmy więc. Poznaliśmy nowe środowisko, spotkaliśmy kilku znajomych ze Śląska. Jeździliśmy po całej Polsce. Zwiedziliśmy Beskid Śląski, Beskid Żywiecki, Stóg Izerski, Kotlinę Kłodzką. Można powiedzieć, że góry przeszedłem wzdłuż i wszerz. Swój pierwszy obóz wędrowny robił w Górach Stołowych. Na jego organizację dostałem 30 000 zł, a zarabiałem 3 000. Szok był olbrzymi. Zawsze rozliczałem się co do grosza – wspomina Tadeusz Krawętkowski. 

Swego czasu był też za granicą, w Szwecji. Wyjechał do pracy, jednak udało mu się trochę pozwiedzać. 

– Wyszywaliśmy logo na ręcznikach. Mieliśmy takie spore zamówienie, z którym musieliśmy się uwinąć w kilkanaście godzin. Umówiliśmy się, że jak skończymy na czas, to wybierzemy się na wycieczkę krajoznawczą. Stałem 54 godziny przy jednej maszynie, jednym ciągiem, ale udało się nam wykonać zamówienie. Nakupiliśmy mnóstwo żywności. U nas, a była to końcówka lat 80-tych,  kupowało się to, co było, tam szło się do sklepu i kupowało się to, co się chciało. Ostatecznie wyruszyliśmy na naszą wyprawę. Dojechaliśmy do  Kvikkjokk-u. Pierwszego noclegu nie pamiętam. Byłem tak zmęczony, że od razu zasnąłem w namiocie. Doliną Rapy przeszliśmy dłuższy kawałek. Szliśmy około tygodnia. Mijaliśmy piękne, dzikie krajobrazy. Co jakiś czas były bramki i drewniane budki. W każdej z nich był telefon alarmowy. Każdy, kto potrzebował pomocy mógł nacisnąć przycisk, w wybranym przez siebie języku i zadzwonić. Wiadomo było, gdzie się znajdował.  Przylatywał helikopter i go zabierał – wspomina Tadeusz Krawętkowski, który dodaje, że do dziś jest zachwycony.

Od lewej: Monika Bryła-Mazurkiewicz i Tadeusz Krawętkowski z Centrum Krajoznawczo-Historycznego imienia profesora Mieczysława Radwana w Ostrowcu Św.
fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info

Dodaje, że ma wiele miejsc, do których wraca z sentymentem. Takim szczególnym jest dla niego jednak… Święty Krzyż.

– To był taki cel wycieczek rodzinnych, ale i szkolnych. To piękne miejsce, do którego zawsze wracam z olbrzymią przyjemnością – mówi.

Mile wspomina wyjazd na Ukrainę, do Lwowa i w jego okolice. Był tam parę razy jeszcze w czasach studenckich. Był też na Słowacji, na najwyższym szczycie Tatr, na Gerlachu od strony słowackiej, odwiedził Litwę.

Od 2009 roku do 2019 roku, jako prezes PTTK w Ostrowcu Św. zorganizował blisko 80 wycieczek.

– Nie mam wielkich marzeń, raczej żyję dniem dzisiejszym i zdaję się na to, jakie niespodzianki przyniesie  życie – podsumowuje  

Dołącz do dyskusji

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama

Connect

Previous Next
Close
Test Caption
Test Description goes like this