Nie zabrakło pysznego poczęstunku i specjałów regionalnych, przygotowanych przez Koła Gospodyń Wieskich z tereny gminy Ćmielów, instruktarzu jak uwić wianek, a także jakie kwiaty i zioła powinny się w nim znaleźć, czy prelekcji doktor Alicja Trukszyn, etnolog, kulturoznawca i folklorysta. Jej opowieść o dawnych obrzędach nie tylko zaciekawiła zebranych mieszkańców gminy, czy przyjezdnych gości, ale i momentami „rozbawiła do łez”.
– Kupała, Kupalnocka, Noc Kupały, Sobótka, Świętojanki to nie są święta tożsame i równoznaczne z Nocą Świętojańską. Sobótka wywodzi się bowiem ze starego pogańskiego święta, ale z naszej ziemi. Noc Kupały, Kupalnocka wywodzi się z kolei z wierzeń bardzo starych, kiedy to Iwan Kupała był utożsamiany z Janem Chrzcicielem. Zacznijmy jednak od Sobótki, jak stara legenda głosi, Księżyc poprosił o rękę Słońce. Po cudnej nieprzespanej nocy, Słońce wyszło do pracy, jak to kobieta, a księżyc poszedł „zabawiać się” z Jutrzenką, I od tej niechlubnej pory, Słońce powiedziało: „Długo Ty rządzić nie będziesz”. I tak jest to najkrótsza, w naszym wymiarze geograficznym, noc w roku, z 21 na 22 czerwca. Mówimy też wtedy o pierwszym dniu lata. Co się działo wcześniej, gdy nie wiedzieliśmy, że święty Jan musi nam wodę poświęcić, żebyśmy się mogli w niej kąpać. Otóż był to wieczór pełen magii, wróżb i zupełnej rozpusty. Wyobraźcie sobie całą osadę, położoną nad ciekiem wodnym, tak jak i u was – genezę Sobótki tłumaczyła doktor Alicja Trukszyn.
Przypomniała, że rozpalano wówczas ogromne ognisko, rzucano do niego zioła, które powodowąły, że ludzi estawiali sie radośniejsi, a więc mak, szałwię, miętę, gałęzie młodej lipy, które zawiązywały pączki.
– Robiła się z tego dymica, a z niej z kolej wróżono. Jeżeli dym szedł do góry, wróżyło to piękne lato i dobre zbiory. Nie zawsze w nocy była pogoda, więc dym snuł się wtedy niziutko po ziemi. Na to także znaleziono wytłumaczenie i mówiono, że „wszystko kopne będzie urodne”, czyli z wszystkiego tego, co wyrasta w środku ziemi, będą dobre zbiory – mówiła Alicja Trukszyn.
Dodała, że takie wspólne biesiadowanie zaczynało się o zachodzie słońca. Siadano koło ogniska, a dziewczyny splatały wianki. Data „święta” też nie została wybrana przypadkowo. Czerwiec to środkowy miesiąc, a jednocześnie najbardziej ukwiecony.
– Bardzo przestrzegane, aby każdemu z miesięcy przysposobić jedną roślinę i tak w wianku musiały znaleźć się: bylica, piołun, ruta, dziewanna, dziurawiec, mięta i te zioła, czy kwiaty, które szanujące się gospodynie miały w domu. Na pewno wierzono, że rośliny te odpędzają złe moce – tłumaczyła kulturoznawca.
Podkreślała, że dwa główne żywioły tego dnia to: woda i ogień. Uwite wieńce zakładano także bydlętom, ponieważ miały być płodne, rozmnażać się i nie chorować. Wieńce, które na głowach miały panny, musiały być skąpane kroplami rosy.
– Była to noc młodych małżeństw, odnowy, radości, miłości. Wówczas wychodzono także po kwiat paproci, zwany inaczej perunowym kwiatem. Perun na naszych ziemiach, to był taki bóg gromowładny. Dlaczego perunowy? Bo wtedy były noce duszne, nie było aut, zabudowa była bardzo rzadka, burze były straszne i uważano, że uderzenie pioruna powoduje świecenie tego kwiatu paproci. Na terenie naszego województwa mamy dwa gatunki paproci: narecznicę i osróżkę. Skąd wierzenie, że perunowy kwiat rośnie w lesie? Nie wiadomo. Chodziło o to, aby młodzież tej nocy przeszła inicjację. Dziewczęta, szukając kwiatu paproci szły rozebrane do naga, szły tyłem, broń Boże nie wolno im się było do tyłu oglądać. Chłopcy mieli wówczas używanie. Towarzystwo wracało nad ranem już do ogniska do starszyzny. Dziewięć miesięcy później w okolicach Świąt Wielkanocnych, każdy szanujący się pleban miał mnóstwo chrztów, w międzyczasie było bardzo wiele małżeństw zawieranych – mówiła Alicja Trukszyn.
Wianki, które nie były wyławiane. jeżeli się zatopiły lub zatrzymały na gałęziach nie wróżyły nic dobrego. oznaczało to, że taka młoda panna nie znajdzie kandydata do ręki przez najbliższy rok, jeśli zaś wieniec zajął się od świeczki – oznaczało to, że „zostanie napoczęta”.
– Dużo łez, śmiechu i płaczu było podczas tej nocy. Często wianek wyławiał ten kandydat, który nie miał tego zrobić. Płakali wówczas rodzice takiej panny, bo bogaty pan nie wyłowił, a biedny parobek – podsumowała etnolog.
O tym, że wiedza o naszej tożsamości powinna być przekazywana z pokolenia na pokolenie przekonuje Joanna Suska, która dodaje, że tegoroczny wianek pomagała jej stworzyć mama.
– Już, gdy byłam małą dziewczynką wiłyśmy z koleżankami wianki. Niestety przez lata człowiek zapomina. Dobrze, że jest mama, która zawsze może tę piękną tradycję przypomnieć. Poszukiwanie kwiatu paproci, czy wicie i puszczanie wianków na wodzie, to taki symbol z dziada, pradziada. najważniejsze są zwyczaje, obyczaje obrzędy ludowe. To dziedzictwo kulturowe to coś co wyróżnia nas na tle innych państw. W związku z tym musimy je kultywować, aby kolejne pokolenia wiedziały jaki jest ich rodowód : podkreślała Joanna Suska.
Przypomniała także, że jako burmistrz traktuje wszystkich mieszkańców równo, każdy niezależnie czy mieszka na wsi, czy w mieście jest dla niej ważny.
Z wiciem wianków świetnie radziła sobie Ewa Rokita z Koła Gospodyń Wiejskich „Brzóstowskie Czarodziejki” z Brzóstowej.
– Zawsze wiłam wianuszki na oktawę Bożego Ciała. Muszę przyznać, że wianek świętojański wykonuję po raz pierwszy Dołączy łyśmy z koleżankami do pań z Borii, które przygotowały z tej okazji mnóstwo kwiatów. Taki wianuszek, to chwila roboty. Najważniejszy jest dobór odpowiednich kwiatów. Warto jest przekazywać takie tradycje,. To jest nasza tożsamość, myślę, że młode pokolenie chętnie z tego w przyszłości zaczerpnie – mówiła Ewa Rokita.
Po raz pierwszy w Nocy Świętojańskiej uczestniczyła Maria Gębka z Koła Gospodyń Wiejskich w Borii. Przyznaje, że na terenach, z których pochodzi nie było takich obrzędów.
– Ja kocham przyrodę. Uważam, że tylko życie w zgodzie z naturą może dać nam szczęście i zdrowie. Dlatego też wianek, który mam na głowie jest z ziół. Znaleźć tam można: maki, chabry, dziurawiec, rumianek. Wszystko to czym obdarza nas przyroda – podsumowała Maria Gębka.
Wicie wianków i rzucanie ich z mostu do rzeki Kamiennej pamięta pani Helena z Koła Gospodyń Wiejskich w Piaskach Brzóstowskich.
– Zaczynało się od ogniska, to przy nim były śpiewy, wspomnienia. Dziewczyny miały już przygotowane wianki. Rzucałysmy je z mostu doKamiennej. Odważni chłopcy skakali z mostu i wyłapywali. Czasami zdarzało się tak, że złapali nie ten wianek co trzeba. Różnie to bywało. Były śmiechy, dobra zabawa do północy. Szukaliśmy też kwiatu paproci. A była nim lampka umieszczona daleko pod jałowcem, Towarzystwo się rozbiegło po lesie. Zabawa była niesamowita. najbardziej było wesoło jak chłopcy niby szukali kwiatu paproci, a podglądali dziewczyny – śmieje się wspominając pani Helena.
Dodaje, że warto pamiętać o tradycji. Organizowane przez gminę imprezy to także mobilizacja do wspólnych działań i integracji.
– Po raz pierwszy bawiliśmy się na Nocy Świętojańskiej w północnej części gminy, w Borii. Myślę, że po raz pierwszy, ale nie po raz ostatni. Żyjemy w dobie komputerów, a tak rzadko korzystamy z naszego dziedzictwa. Takich wartości, jak bycie ze sobą, wspólna rozmowa, zabawa, kultywowanie tradycji bardzo nam brakowało. Mam nadzieję, że wraz z tą magiczną nocą, pożegnamy raz na zawsze pandemię i już wspólnie będziemy świętować najważniejsze wydarzenia z terenu naszej gminy – podsumowuje Wioletta Rogala-Mazur, dyrektor Domu Kultury imienia Witolda Gombrowicza w Ćmielowie.
Galeria fot. Łukasz Grudniewski/naOSTRO.info